Oglądałem tego gniota przez tydzień (trzy podejścia po 40 minut), bo inaczej się nie dało, a i tak jestem wykończony fizycznie i psychicznie. Ożywałem tylko przy zbliżeniach na Kate Winslet, bo przypomina mi tu także pewną znajomą rodaczkę.
W porównaniu do 'Jobsa' (2013) to po prostu przepaść. W tamtym nawet ignorant Kutcher zachwycił grą i podobieństwem, a scena u Woźniaka - zaczarowania geniusza przez poruszające się na monitorze/kineskopie literki i cyferki - jest i będzie już na zawsze jedną z najlepszych kilkusekundowych sekwencji w historii filmu.
...czyli nie byłoby tej całej jabłuszkowej karuzeli, gdyby nie imigranci z Polski (podobnie jak i w branży filmowej)!