Przed obejrzeniem Strażników czytałem masę komentarzy, że to najlepszy film MCU. Że to arcydzieło kina bohaterskiego. A ja obejrzałem i zastanawiam się co przegapiłem? Film jest bardzo dobry, klimat Strażników utrzymany, akcja, humor, napięcie. No jest to dobry film z uniwersum Marvela, ale czy aż tak dobry?
Wspomnienia Rocketa były bardzo fajne, ale miałem wrażenie że nieco ich za dużo i za bardzo rozwleczone. Każdy wiedział do czego to zmierza i nie wiem czy tylko ja miałem wrażenie że mogło być tego nieco mniej.
Główny antagonista był byle jaki. Gdzie jego tło? Gdzie historia? Niby super mocny, a na końcu dostaje łomot niczym młodzian. Zestawmy go z takimi łotrami jak Thanos, Ultron, Loki. On przy nich wygląda jak zrobiony na kolanie.
Adam Warlock. Czekałem na tą postać bardziej niż na cały film. Aktorsko świetnie zagrana, ale zaprezentowana jakoś mocno pobocznie. Tak na doczepkę. Zresztą niby mamy na koniec nowych strażników, ale wszyscy z nich oprócz Rocketa i Groota są ledwo zarysowani.
Ostateczna walka - na Knowhere wpada chmara mutantów i co dalej? Wyparowali? Po zabiciu strzałą 10 z nich reszta uciekła? Co tam się wydarzyło?
Sama fabuła też jakaś zbyt skomplikowana nie była. Idziemy tam coś zdobyć. Wracamy. Znowu idziemy bo czegoś nie mamy. Wracamy. Znowu idziemy bo zostali tam nasi.
Żeby nie było film mi się podobał. Zdecydowanie jeden z lepszych ostatnio ze stajni MCU. No i tu chyba jest problem. "Jeden z lepszych ostatnio". Ostatnie filmy i seriale to w dużej mierze produkcję słabe, wypchnięte na siłę i robione na szybko. W tym całym piachu trafiła się jedna perełka, która błyszczy. Jednak jeśli zestawimy ją z innymi, wcześniejszymi świetnymi produkcjami, to czy blask dalej jest tak intensywny? Bo porównując ten film do pierwszych Strażników, Iron Man'a pierwszego, Infinity War czy Endgame to mam wrażenie, że jednak były ciekawsze produkcje.