Postać Anny (a raczej Agnieszki!) zasługiwała na szersze przedstawienie. Oczywiście, można krzywić się na to, czy owo (różnego rodzaju potknięcia, błędy, "przeinaczenia"), ale myślę, że summa summarum ten film nie jest zły i więcej z niego dobra wyniknie niż zła. Nie jest to może arcydzieło, ale ogląda się dobrze. Mam też wrażenie, że dobrze oddaje cechy charakterystyczne tamtych czasów i wydarzeń. Szkoda tylko, że aby taki film mógł powstać, musieli się za niego wziąć Niemcy. Polacy na to się nie zdobyli. Fakt ten potwierdza tylko nieco gorzką wymowę zakończenia.
PS Szkoda, że polski dystrybutor nie zadbał o to, by w filmie pojawiły się polskie napisy przynajmniej tłumaczące motto i podtytuł filmu, czy określenia czasu (np. "25 lat później" itp). Jak dla mnie był to taki trochę nieprzyjemny zgrzyt.
Właściwie mogę się pod wszystkim podpisać. Schlondorff zrobił dla nas coś, czego nie potrafimy sami. Film wart uwagi, szkoda, że niedoceniony.
Czy ktoś pamięta, czyim głosem mówiony jest komentarz w ostatniej scenie, gdy widzimy Annę Walentynowicz idącą brzegiem morza - ten o zwycięstwie, które było możliwe dzięki strajkowi, o zaprzepaszczeniu szans i dzisiejszym zaniku solidarności?