bardzo lubię i cenię Melville’a (jak i mniej czy bardziej mu pokrewnych Clouzota, Dassina, Bressona, Beckera itd.), ale ten film zupełnie do mnie nie przemawia. Owszem, zdjęcia, scenografia i inscenizacja są efektowne, a aktorstwo co najmniej porządne, tyle że ponad wszystko wybijają się bezustanne wrzaski pary głównych bohaterów, dodatkowo podkreślane przytłaczającą muzyką i cokolwiek bombastyczną narracją. "Straszne dzieci" zwyczajnie mnie zmęczyły.