Film o ZEROWEJ fabule, nakręcony chyba tylko po to, żeby aktorzy i ekipa powylegiwali się na plaży. No hucpa jakich mało! A McConaughey przechodzi tu samego siebie, obnosząc przez 80 minut tę samą kretyńską minę kompletnego półgłówa. Coś takiego powinno skończyć się dla niego zawodową śmiercią, a jemu pewnie jeszcze za to zapłacili parę baniek. Flaki się przewracają. I na dokładkę jeszcze Willie Nelson pasający kozy. Myślałem, że śnię. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ten filmowy śmieć miał... czterech scenarzystów!! Rzeczywiście potrzeba kilku tęgich umysłów, by wymyślić tak zawiłą fabułę... o kolesiu, który chciałby posurfować, ale nie może, bo nie ma fal, więc siedzi sobie na piasku (albo gałęzi) i patrzy na ocean... ;-))