Zapewne wszyscy znawcy kina, koneserzy ambitnych filmów obrzucą mnie teraz popcornem i uznają za bezguście, typowego amerykańskiego widza i najlepiej, żebym przeszła teraz marsz pokutny za wypowiedziane tutaj słowa. Otóż dla mnie "Suspiria" okazała się takim niewypałem na dłuższą metę jak "Hereditary", i nic nie jest w stanie mnie przekonać, że oba te filmy są naprawdę dobre. Mogę się tylko zgodzić co do tego, że w obu dobrze zaczęto, prowadzona akcja zaciekawiała, a potem równocześnie w obu ten palący się lont zaczął wygasać i zamiast wielkiego boom wychodziła jedna wielka klapa. Owszem, "Suspiria" miała dobre momenty, podobało mi się kiedy Sara szła przez ciemny korytarz a potem w jedną z dziur wpadła łamiąc sobie nogę, kiedy w końcówce pokazano Matkę (choć cała teatralność wokół już niestety gryzła mnie po oczach), podobał mi się wątek Josefa, choć końcówka zbyt dramatyczna i łzawa. Gdzieś do mnie doszedł zamysł autora, nie, nie oglądałam pierwowzoru, ale był on według mnie źle przedstawiony. Słowem- przerost formy nad treścią i tyle. Osobiście nie poleciłabym.
To znaczy że nie rozumiesz tego filmu, zresztą nie o fabule w nim chodziło a o artyzm. To jak opera w muzyce, ona nie ma sensu, po prostu jest piękna. A Dziedzictwo było akurat genialnym filmem ze spójną fabułą. A jeszcze co do suspirii to kolego ale muzyka, aktorstwo, kadry zasługują na najwyższe uznanie.
Oczywiście, że zrozumiałam, że chodzi o cały ten artyzm i ochy achy, ale! dla mnie horror nie ma być po prostu piękny (w tym wypadku nawet taki nie był) a ma ze swojej definicji straszyć, to co zaś straszyło momentami to nazbyt usilne ufilozofienie tego dzieła przez co momentami miałam wrażenie, że horroru w nim tyle, co kot napłakał. I tak w ogóle jestem kobietą, a co do muzyki była dziwna, aktorstwo zgodzę się dobre, kadry momentami mnie drażniły swoimi dziwnymi skokami a co za tym idzie ujęciami. Nie każdy musi piać z zachwytu tylko dlatego, że wszyscy inni pieją.
To właśnie był prawdziwy horror bo nie było jump scare'ow a mimo to film przerażał (dla mnie był za mocny w niektórych momentach). Ścieżka dźwiękowa genialna, naprawdę te kawałki są swietne, tak jak warstwa instrumentalna. Może to po prostu kwestia gustu, dla mnie ten film czy np. Hereditary idealnie trafiają. Co nie znaczy że nie lubię filmów w stylu Zakonnicy, takie horrory również są jak najbardziej spoko.
Oglądałem ten film i w 100% zgadzam się z tym co piszesz, obejrzałem już wiele horrorów, ale ten to była porażka, nazwanie go nawet horrorem to nadużycie, beznadziejna rola Dakoty, muzyka dziwna i usypiająca, gdzie jest ten artyzm i piękno to nie wiem, sam teatr wygląda jak pijacka kamienica, a baletnice jak z ulicznej łapanki, porażka, dno i dwa kilo mułu, ale jak kogoś to kręci to ok...
Elementy, które straszą dla każdego człowieka są względne, ale nie tylko na to składa się definicja horroru.
Horror ma ze swojej definicji straszyc?..
Horror - odmiana fantastyki polegająca na budowaniu świata przedstawionego na wzór rzeczywistości i praw nią rządzących po to, aby wprowadzić w jego obręb zjawiska kwestionujące te prawa i nie dające się wytłumaczyć bez odwoływania się do zjawisk nadprzyrodzonych. Źródła takiego postrzegania horroru związane są bezpośrednio z samym powstaniem literackiego gatunku horroru i zasadniczo do niego się odnoszą. W horrorze filmowym definicja ta ewoluowała na przestrzeni ostatniego stulecia, głównie przez rozkwit kina eksploatacji, które miało miejsce w latach 70. XX wieku.
Celem filmowego horroru jest wywołanie u widza klimatu grozy, niepokoju lub obrzydzenia i szoku.
Tak wiec Suspiria zawiera sie w tej definicji. Ludzie co sie jaraja horrorami o opetaniach itp tego nie zrozumieja. Rozumiem gusta i gusciki, ale tu już nie mowa o guście, ale o problemie jednego typka bo horror okazał sie nie-horrorem..
Ale że co? Serio myślałaś że idziesz na typowy horror który ma cie przestraszyć? Nikt Ci nie powiedział że typowa koncepcja horroru jako gatunku w którym ma lać się krew/podczas którego oglądania masz siedzieć jak na szpilkach wyczerpała się już jakieś dobre 10-15 lat temu? Poza tym, patrząc na obsadę każdy obeznany w kinematografii wie, że można spodziewać się iście teatralnego, artystycznego seansu. No, jak widać nie każdy :) Nie wiem jak można oczekiwać od Tildy Swinton grania w typowych "straszakach", nie pojmę tego nigdy.
Nie znasz się, nie rozumiesz, jesteś biedakiem intelektualnym i ignorantem /sarkazm/. No cóż, jak zwykle powala mnie ten poziom kontrargumentacji u ludzi próbujących udowodnić, że dany film to arcydzieło a ci co krytykują nie potrafią docenić głębokiej sztuki. Cóż...
Bo prawdziwa sztuka (czy nawet twórczość tylko trochę lepsza od twórczości Dody i Zenka Martyniuka) jest dziś w podziemiu.
Kultura się infantylizuje i dotyczy to każdego jej obszaru. Przykład: największe kinowe blokbustery to...? Adaptacje komiksów dla dzieci i młodzieży. Najpopularniejsza na świecie muzyka to...? Pop, z konstrukcją na miarę 'Wlazł kotek na płotek i mruga'. O rzeźbie czy malarstwie ludzie już chyba zupełnie zapomnieli, a jeśli ktoś jest w jakiejś galerii, to koniecznie trzeba to wpuścić na oś czasu, bo to tak wieeeeelkie wydarzenie.
Jeśli Suspiria wg Gaudagnina to artyzm, to jak nazwać oryginał Dario Argento? Arcydziełem wszech czasów?
Ja też nie kupuję nowej odsłony Suspirii, poza Tildą Swinton i cameo-wiadomo-kogo nie zachwyciło mnie nic (a i w ogóle mówić o zachwycie to przesada, bardziej o pocieszeniu).
OK, może fajnie, że ten remake nie jest ordynarną zrzynką z dzieła Argento, ale pójście w takim kierunku, jaki obrał Gaudagnino to dla mnie przegięcie. To, że jest brudno, surowo i zalatuje kinem psychologicznym a do tego wrzuci się parę scen, które mają chyba nawet nie straszyć, co odrzucać/szokować, nie czyni jeszcze z filmu arcydzieła. Moim skromnym zdaniem wszystko musi współgrać, tak jak u Argento gra kolorów i narastający niepokój idealnie współgrały z potęgującą napięcie muzyką Goblina. W nowej Suspirii jest wszystko i nic zarazem. Nazwijcie to arcydziełem. Dla mnie oryginał pozostaje nie tylko niedościgniony, co po prostu daleko w tyle zostawia remake. Nawet, jeśli wersja Argento ma już 40 lat i można powiedzieć, że nadgryzł ją ząb czasu.
100% racji. Mam nadzieję, że nowa wersja szybko popadnie w zapomnienie, na jakie zasługuje... A dzieło pana Argento (i Goblins:)) jeszcze długo będzie wymieniane, jako jeden z najbardziej niesamowitych filmów grozy :)
Masz moje myśli. Jak dla mnie ten film to po prostu bełkot. Mimo bardzo dobrej gry aktorskiej (Tilda Swindon jak zawsze rewelacyjna, ale nawet drewniana zazwyczaj Dakota Johnson tutaj mnie nie drażniła) niestety całość jest dla mnie zbyt ciężkostrawna. Skojarzenia z "Hereditary" jak najbardziej słuszne - ja miałam na tym filmie podobne wrażenia jak na "Mother" Aronofsky'iego - zaczęło się bardzo dobrze, przez około 60 minut film trzymał w napięciu - niestety później było tylko gorzej, fabuła posypała się na łeb i na szyję, za dużo artyzmu i filozoficznego bełkotu - do mnie to nie przemawia. Każdy pieje z zachwytu nad muzyką - mnie nie zapadł w pamięć ani jeden motyw (ale wiesz, trzeba się zachwycać bo to Thom Yorke - moim zdaniem jeden z najbardziej przereklamowanych muzyków ostatnich czasów ale co kto lubi...). Wszystko kwestia gustu, mnie niestety film ten zmęczył (a to trudna sztuka).
nazywając thoma yorke'a jednym z najbardziej przereklamowanym muzyków ostatnich czasów wykluczasz się z jakiejkolwiek dyskusji związanej z muzyką współczesną. 25 lat w branży, niezliczona liczba projektów, dziesiątki nagród, miliony sprzedanych płyt, uznanie krytyków na całym świecie (w tym za album do tego filmu). "ale co kto lubi" xD
No właśnie. O gustach się nie dyskutuje, nigdy nie lubiłam Radiohead i cóż, jakoś nie czuję się przez to ignorantką. Po prostu nie trafiała do mnie nigdy twórczość tegoż człowieka i jego wszelakie projekty. W sumie dobrze, że wyklucza mnie to z dyskusji bo po Twoim poście widzę, że nie przyjmujesz do wiadomości innego zdania niż Twoje - a czegoś takiego nie trawię wybitnie.
możesz nie lubić kogo tam sobie chcesz, nie moja sprawa. ale nie wiem po co do tego doczepiać teksty o "przereklamowaniu". to już nie opinia, tylko ignorancja właśnie. ja nie do końca przepadam za bobem dylanem, ale nigdy bym nie powiedział, że jest nie miał wpływu na branżę i jest "przereklamowany".
a co do filmu. film to nie tylko fabuła łącząca ze sobą kolejne punkty. film (szczególnie w kinie autorskim) to forma, sposób wyrażania emocji, ekspresja. tu liczy się dźwięk, obraz, zdjęcia, kadry, metafory, hiperbole, przekaz.
zawężając ocenę filmu tylko do fabuły, nie próbując nawet podjąć prób zastanowienia się nad tym "filozoficznym bełkotem" - stawiasz się w pozycji ignoranta. nie twierdzę, że nie zrozumiałaś filmu. ale z całą pewnością nie rozumiesz ambitnego kina.
Co do "Mother", byłam akurat tym filmem zachwycona, nie wiem, może to dlatego, że zrozumiałam całą tę metaforę, a może dlatego, że poza "bełkotem" faktycznie film był po prostu urzekający i nawet gdybym go ostatecznie nie zrozumiała to i tak wystawiłabym mu wysoką notę. Tutaj po prostu mnie to nie przekonuje, żeby łączyć kino grozy z jakimś artyzmem, jasne, można dodać parę takich elementów, pobawić się formą, ale nie nagle zmieniać cały schemat (przynajmniej taki w moim rozumowaniu).
Chryste, jak ja nie lubię takich ą ę znaFCUF dzielących kino na ambitne i mało ambitne, a widzów na wielce ynteygentnych albo ignorantów. Człowieku, zrozum wreszcie, że o gustach się nie dyskutuje i każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie. A autorka komentarza nie musi wielbić Pana Yorka i zachwycać się jego twórczością wszem i wobec. Kto tu neguje jego dorobek? Jak dla mnie zespoły typu Radiohead czy Muse to wielki przerost formy nad treścią, a słucham sporo różnej muzyki i akurat mnie te 2 kapele nigdy nie podchodziły (z drobnymi przebłyskami) i nie podchodzą dalej. Ale jak ktoś lubi to nie mam z tym problemów, po prostu do mnie ich twórczość nie trafia. Iście osobliwa kategoria klasyfikacji rozmówców, doprawdy. Co do "Suspirii" to ogólnie jestem na tak, choć akurat daleki jestem od nazywania tego filmu arcydziełem. Jest niezły, ale nie wybitny. Nie wiem, może i go nie zrozumiałem - ale zachwytów nie podzielam w każdym razie. Forma zaiste imponująca, ale nie tylko formą film stoi. Czy to źle, że ktoś przedkłada fabułę na formę? Ja jestem zdania, że trzeba zachować pewne proporcje po to, żeby film nie stał się własną karykaturą. Kino grozy to przede wszystkim kino grozy i wplatać w to jakieś elaboracje artystyczne czy treści filozoficzne może samo w sobie nie jest złym pomysłem, ale warto wiedzieć jak to robić żeby nie przesadzić (w "Mother" i w "Heridetary" akurat imo przesadzili i to mocno - tutaj jeszcze nie jest tak źle). Ale oczywiście możesz uważać ten film za arcydzieło i bardzo fajnie, że trafił idealnie w Twój gust.
najgłupsze powiedzenie wszech czasów: "o gustach się nie dyskutuje". ABSOLUTNIE się dyskutuje. w oryginalnym zapisie chodziło nie o dyskusję, a o DYSPUTĘ. bo nie powinno się innym narzucać swojego gustu. ale sama dyskusja jest jak najbardziej sensowna, poszerza horyzonty.
ludzie, którzy wyskakują z tekstami typu "filozoficzny bełkot", nawet nie starając się zrozumieć, co autor miał na myśli, nie podejmując próby własnej interpretacji - nie są dla mnie osobami, które mają "taki gust", tylko są osobami leniwymi intelektualnie. skreślają coś, bo nie chce im się myśleć. patrzą tylko powierzchownie, krzywdząc dzieło i jego twórcę.
to jakbym przeczytał jakąś poważną pracę naukową i powiedział, że to jakiś matematyczny bełkot. czy to oznacza, że to faktycznie bełkot? nie. to oznacza, że ktoś zwyczajnie nie rozumie.
ja rozumiem, że nie każdy musi lubić kino artystyczne albo takie, które wymaga głębszej analizy czy interpretacji, ale to nielubienie nie oznacza od razu, że reżyser ze scenarzystą to debile, a film nie ma sensu.
Obydwa tak samo pretensjonalne i pełne patosu g.ówna. Ale dobra, nikt Ci nie broni przeżywać orgazmu przy tych pseudo artystycznych pierdach :)
Na razie to tylko ty jesteś jedyną osobą która rzuca się z dziką furią i piana na ustach pisząc o tych zespołach. Mam nadzieję że doszedłeś, znawco muzyczny. Dalej nie wiem co do Suspirii i Radiohead ma Muse ale ok, fuk logic.
I co z tego? Thom York sprzedał miliony płyt i jest bardzo znany. No i? Rihanna też jest znana, tak samo jak Eminem, czy Britney Spears. Co nie zmienia faktu, że artystycznie ich muzyka jest jednym wielkim shitem. A Yorke to po prostu muzyka pop, ale na siłę udziwniona. Jedyne co w jego muzyce może inspirować to brzmienie. Muzycznie nie dorasta do pięt chociażby starym dobrym Floydom.
Widać że Kid A nic Ci nie mówi. Ale to typowe u zatwardziałych fanów Floydów-wszystko co nie jest PF jest be. Tak jak szanuje Floydów i uważam że byli świetni tak zawsze będę twierdzić że połowa ich fanów to zakochani w nich wieczną miłością kuce a druga połowa to beton który nienawidzi każdy inny zespół. Napisz czy powiedz że uważasz jakiś zespół za świetny a nie minie chwila i przyleci taki i będzie ględzić o boskości PF.
Sam/-a nie różnisz się niczym od przywoływanego przez siebie betonu. Dlaczego ktoś kto krytykuje Radiohead czy Yorke'a od razu musi nienawidzić w/w? Na mnie po prostu twórczość tego Pana nie robi żadnego wrażenia... i co z tego? Jestem gorszym człowiekiem czy co? Daj sobie na wstrzymanie.
Akurat ostatni raz Floydów słuchałem... nie wiem, może rok temu? Nie jest zatwardziałym fanem, po prostu uważam ich muzykę za pewien kanon, który do dziś jest nieosiągalny (oczywiście w swoim gatunku). Natomiast nie jestem typem, który słucha wyłącznie Floydów. A moja krytyka muzyki Radiohead i jego lidera nie wynika z NIESŁUCHANIA jej, ale z jej poznania i wyciągnięcia pewnych wniosków. Po prostu, jeśli zsumować melodykę, harmonię i melodie, to muzyka Yorke'a jest po prostu udziwnionym popem. Jeśli chodzi o warstwę liryczną, to tak: można tutaj ostro odlatywać. No ale nie o lirykę tutaj chodzi, ale o całość, a całość jest przeciętna, choć jeśli chodzi o brzmienie i ogólną warstwę dźwiękową to Yorke jest w czołówce (pośród wielu innych).
Poszłaś na horror bo chciałaś się pobać i dostać płaską historię na tacy. Taką od a do z. Nic innego w filmie cię nie zainteresowało. Ot twoja recenzja. Wyrazy współczucia za stracony czas i pieniądze. Na przyszłość polecam sprawdzać filmy na które się idzie (kto je reżyseruje, na jakiej podstawie, kto w nich gra i kto komponuje muzykę także-wtedy spokojnie można uniknąć tego przereklamowanego Yorka) a nie wylewać żale że przecież "miał być horror bo tak napisali na ulotce/filwebie!"
Powiem więcej: nic nie wiem o tym gościu. Znam jednak jego muzykę. Powiem tak: to jeden z przedstawicieli tego nurtu muzycznego, który pod pojęciem rocka progresywnego przemyca progresywny pop. Owszem, jego muzyka może się podobać, ale istnieją pewne obiektywne kanony muzyki (mówię o korzeniach w muzyce klasycznej) bez których określanie kogoś jako geniusza muzyki jest po prostu śmieszne.
Kotuś, czy ktoś tu pisze o Yorku jako o geniuszu/najlepszym muzyku świata? Zacytuj proszę. A co do twoich kanonów, nurtów muzycznych i innych jakże skostniale brzmiących szufladek - one we współczesnej sztuce nie istnieją. Ani w muzyce, ani w malarstwie, ani w rzeźbie, ani w fotografii ani w kinematografii. A Thom Yorke i inni artyści mają twoje szufladki w pupie :)
Ale nie wiem, dlaczego akurat "Hereditary" i "Suspiria" to mają być filmy, w których panuje "przerost formy nad treścią". Powiedziałabym coś takiego o niektórych dziełach Triera, powiedziałabym chociażby o "Mother!", gdzie rzeczywiście fabuła pełni drugorzędną rolę, ale tutaj? Komuś się te filmy mogą podobać, komuś nie, ale stwierdzenie, że są tylko artystyczne nie jest moim zdaniem zgodne z prawdą. Mają logicznie skonstruowaną fabułę, tyle że odbiegają troszeczkę od tej podstawowej konwencji gatunku. Jedynie tym, co w obu filmach jest groteskowe, dziwne, jest końcówka.
Mnie uderzyło w tym remakeu to, że celem nadrzędnym dla twórców było przeniesienie widza do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, ba! Katapultowanie go do tych dekad, oddanie klimatu a fabuła oraz postacie okazuja się drugorzędne, mniej istotne. Ciężko było wytrwać na tej produkcji, całość można było zawrzeć w 90 minutach jednak 150 minut predystynuje produkcje do bycia czymś wielkim i tak sobie twórcy zalozyli, że jakoś to tak rozciągną i będzie okej ale nie jest.
zgadzam sie z toba. słaby film dla zblazowanych ludzi, ktorym wydaje sie, ze sa tacy zajebisci, bo cos takiego oceniają na 8 a jak tobie sie nie podoba, to sie nie znasz. za dlugi, za dlugi, za dlugi. rezyser onanizowal sie na naszych oczach 2,5 godziny, a jak kazdy wie to nie jest zdrowe.
nie zgadzam się, uważam, że film był bardzo dobry, reżyseria, muzyka i taniec –w połączeniu dały dzieło sztuki
Nie ujmę tego tak, że nie rozumiesz filmu. Każdy ma identyczne prawo do oceny.
Dałam Suspirii 8 a Hereditary 3.
Dla mnie nie ma między nimi żadnych podobieństw.
przeczytałem Twój komentarz (dwukrotnie) i wciąż nie wiem o co Ci chodzi. W zasadzie nie ma w nim niczego konstruktywnego. Padają tylko takie hasła jak "przerost formy nad treścią", "wielka klapa", "łzawa" itp. Rozumiem, że film mógł Ci się nie podobać (jak wszystko na tym świecie ma swoich zwolenników i tych co kontestują), ale jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia to po prostu wystaw Swoją ocenę i nie zaczynaj nitki, w której wylewasz ściek pomyj.
Nie wiem też jakiego BOOM się spodziewałaś, ale domyślam się że łatwo jest znaleźć filmy, w których jest bardzo dużo BOOM BOOM, a także BAM BAM BAM i BIM BIM BOM
Na koniec chciałem tylko napisać, że Suspiria to piękny film, pod każdym względem arcydzieło. Idę na ten film do kina jeszcze raz :)