Jestem wielkim fanem Mickey Rourke'a i Christophera Walkena tym trudniej przychodzi mi oceniać ten film. Autorem scenariusza jest sam Rourke i scenariusz jest niestety jedna z głównych wad filmu. Nie zdradzając za wiele dodam, że główny dramat boksera był już tematem wielu filmów zarówno wcześniejszych jak i późniejszych. W rezultacie bez trudu można przewidzieć zakończenie filmu, a także rozwój akcji. Również realizacja nie odbiega zbytnio od schematu. Film jest zbyt sentymentalny i naiwny (ile jest tam słodyczy w relacjiach Johnny'ego i Ruby). Rozumiem, że bohater miał być prostym chłopakiem, jednak zostało to potraktowane zbyt dosłownie co widać w jego zachowaniu i słychać w dialogach. Dużo lepszym scenarzystą okazał się Mickey przy realizacji "Bulleta". Jeżeli chodzi o aktorstwo to najsłabszym ogniwem wydaje się być Rourke. Gra praktycznie jedną miną (cały czas ma wypisane na twarzy, że jest prostym kowbojem z Arkansas), która może okazać się odstręczająca dla fanek Mickey'a. Jest to aktorstwo bardziej z "Barfly" niż "Harrego Angela", "Dinera" czy "Roku Smoka". Dla mnie nieprzekonujące. Także Debra Feuer, ówczesna partnerka Rourke'a nie zachwyca. Za to 2 i 3 planowi aktorzy prezentują sie bardzo dobrze. Walken dobry jak zawsze. Wątek z nim związany wnosi do filmu akcję i humor. Świetna muzyka! Muszę to przyznać, chociaż nie jestem fanem Claptona. Nadaje niepowtarzalny klimat filmowi. Strona wizualna filmu bez zarzutu. Jest w filmie kilka scen które zapadają w pamięć, ale o tym w następnym temacie. Podsumowując jest to raczej film dla zagorzałych fanów Mickey'a i Erica Claptona czy Walkena oraz dla osób którym nie przeszkadza wtórność scenariusza a sentymentalizm jest pozytywem.
Dla mnie to niestety za mało. 4/10.