Historia nieśpiesznie się wlecze, ale muszę przyznać że film podobał mi się właśnie dlatego iż nie epatował negatywnymi emocjami a całość wyglądała bardzo wiarygodnie.
Jeden z najbardziej nieprzekombinowanych filmów amerykańskich.
Dobra kreacja Jeffa Bridgesa i aktorów drugoplanowych.
Nie sądziłem, że ta "nuda" przykuje mą uwagę na dłużej niż 10 minut, a jednak było w tej produkcji coś kojącego i bez żalu wytrwałem do końca.
ps. "Zapaśnik" był moim zdaniem bardziej dramatyczny, tu mamy raczej muzyczny obyczaj.