Monumentalna czarna komedia, gdzie długie ujęcia ( w stylu Tarkowskiego) pięknie przedstawiają spowity w deszczu i błocie krajobraz zapadłej, węgierskiej farmy. Zabawny i prawdziwy portret ludzi zamieszkujących to miejsce jest kolejnym wielkim atutem. Ani razu nie czułem zmęczenia, oglądając to dzieło i z każdą minutą co raz bardziej wtapiałem się w jego klimat. To coś więcej niż oglądanie filmu, to prawdziwe przeżycie.
To droga donikąd ... Postacie mają ten brud codzienności za paznokciami.
Ich brzydota, ubogość jest tak przenikająca że widz czuje ich niemoc.
Ujęcia geniuszu widać w każdym kadrze, cały nastrój towarzyszący akcji jest tak nieopisywalny jak szarość pejzaży Tanga.
Béla Tarr to wizjoner kina, dzięki nie mu zabrałem się w ponad siedmiogodzinną podróż bez prowiantu.
Wróciłem z niej z dziwnym uśmiechem na twarzy, obcowanie ze sztuką najwyższą pozostawia trwałe ślady.