Krótsza wersja kinowa jest o wiele lepsza, bo usunęli wszystkie najbardziej nudne i w ogóle nieśmieszne sceny, a także te najbardziej niesmaczne (szczegółowy opis obciągania trzem facetom - wtf?!)
Po obejrzeniu wersji rozszerzonej obniżyłem ocenę, bo film się rozciągnął i zrobił nijaki.
Następnym razem dwa razy będę się zastanawiał czy oglądać reżyserską lub rozszerzoną wersję, bo czasem do krótszej nie trafiają po prostu beznadziejne sceny.
Wydaje mi się, że wersja rozszerzona (reżyserska) z reguły jest gorsza do standardowej, bo sceny nie wycina się z powodu jakiegoś widzimisię albo żeby film był krótszy, tylko dlatego, że jest zbędna i nic nie wnosi do filmy (np. kinowa wersja "Terminator 2" jest skrojona idealnie, a wersja reżyserska jest niepotrzebnie rozwlekła i zawiera zbędne dla fabuły wątki).
To nie jest reguła. Bardzo często reżyserzy nie umieją się dogadać z wytwórniami, bo im zazwyczaj zależy na stronie artystycznej, a wytwórni tylko na zysku z biletów. Im dłuższy film, tym mniej seansów można upchać w ciągu dnia i bardzo często są naciski na skracanie filmu. Często też wytwórnie chcą by zostawiono jak najwięcej scen akcji, a ewentualnie usuwano dialogi, co kończy się na kłótniach. Wersja reżyserka jest więc prawdziwą wizją reżysera.
Niedawno taka sytuacja była z Fincherem i Dziewczyną z tatuażem smoka.
Należy też pamiętać, że wersja rozszerzona nie musi mieć nic wspólnego z reżyserską. "Extended" to nie "Director's cut"!
Czasem reżyserskie są jeszcze krótsze niż kinowe - to jest po prostu wersja jakiej chciał reżyser.
Przykładowo reżyserska wersja Avatara, to ta pierwsza, najkrótsza, która leciała za pierwszym razem w kinie - wszystkie późniejsze dłuższe wersje to po prostu rozszerzone czy specjalne - jak zwał, tak zwał - ale nie wizje reżysera.