Klimat niby jest, ale umieszczając akcje filmu w starym opuszczonym sierocińcu, trzeba by było być totalnym beztalenciem, aleby nie uzyskać klimatu grozy. Pomysł niby dobry, ale jest tu najzwyklejszy przerost formy nad treścią. W zakończeniu strasznie się wykpili, pokazując wszystko wizualnie poprzez duchy. Strasznie mnie rozczarowała końcówka, a głównie jej ukazanie.
Ja widzę tą historię zupełnie inaczej.
Była sobie dziewczynka (ta z pierwszej sekwencji filmu), mieszkała w Saint Ange. Pewnego dnia, podczas zabawy w ogrodzie, przypadkowo trafiła na stare archiwa sierocińca. Znalazła czarno-białe zdjęcia dzieci, które mieszkały tutaj w trudnych czasach wojennych. Zdjęcia te, były na tyle sugestywne i mroczne, że nie tylko na wskroś przestraszyły dziewczynkę, ale także ją zafascynowały. Dziewczynka myślała o nich bezustannie, rysowała postaci ze zdjęć, może nawet wydawało się jej, że je widzi (zamieszkiwanie w starym domu, gdzie wszystko skrzypi, trzeszczy wpływa na wyobraźnię), aż uwierzyła, że one /złe dzieci/ wciąż mieszkają w sierocińcu. Zaczęła więc opowiadać o nich innym dzieciom mieszkającym w sierocińcu, niektóre uwierzyły, niektóre nie… ale strach „ruszył” w drogę.
I w tym miejscu zaczyna się historia opowiedziana w filmie. Chłopak, który nie wierzy w duchy złych dzieci idzie do toalety. Dziewczynka mu towarzyszy, ewidentnie przerażona. Jej strach powoli udziela się jemu. Decydujący moment, w którym z kranów samoistnie wydobywa się woda po tym jak dzieci opuściły łazienkę, ostatecznie przekonuje chłopaka, że dziewczynka ma rację, że tam „coś” jest.
A przecież to bzdura. Nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. Woda zaczyna lecieć z kranów dokładnie w tej samej kolejności w jakiej były one odkręcane przez chłopaka kilka chwil wcześniej. Wtedy, widząc, że woda z nich nie wypływa, oczywiście zapomniał je zakręcić. Po pewnym czasie, jak to w starych, zanieczyszczonych, albo rzadko używanych instalacjach wodnych bywa, woda zaczęła płynąć; z pewnym opóźnieniem, ale na „wezwanie” chłopaka. (niesprawność tych instalacji została zresztą potwierdzona kilka scen później)
Niestety chłopak nie poddał wydarzeń tak dokładnej analizie i zasugerowany przez dziewczynkę i okoliczności przyrody dał się ponieść swojej wyobraźni. Był już pewien, że dziewczynka ma rację, że tam „coś” jest, tam za lustrem „coś” się czai. Z sercem w gardle, pchany ciekawością, podążał ku temu… co spowodowało tragiczny w skutkach, ale zupełnie banalny i niewinny, wypadek.
Nasza dziewczynka, od której wszystko się zaczęło, która nie była bezpośrednim świadkiem wypadku, dostała kolejny dowód na istnienie „złych dzieci”, które są niebezpieczne, które zabijają.
I tak dochodzimy do kolejnej ofiary paranoi nakręcanej nieumyślnie przez małą dziewczynkę. Główna bohaterka filmu, która przybywa do sierocińca Saint Ange do pracy jest tak mocno podatna na wpływ dziewczynki, ponieważ niesie na sobie brzemię strasznych przeżyć. Ofiara zbiorowego gwałtu, którego owoc nosi w sobie, łatwo wierzy słowom wypowiedzianym przez dziewczynkę na pożegnanie: „Uważaj na złe dzieci”. Niechciane dziecko, które również traktuje jako „coś złego”, tym bardziej motywuje ją do znalezienia dowodów ich istnienia. I dowody takowe znajduje, trafiając niejako na te same ślady, na które trafiła dziewczynka. Znajduje stare archiwa sierocińca, poznaje strzępki jego mrocznej historii, natrafia na rysunki przedstawiające „złe dzieci” (jak przypuszczam narysowane przez dziewczynkę i stanowiące niemalże kopię archiwalnych zdjęć, co potwierdza, iż dziewczynka nigdy nie widziała rzekomych duchów, a opierała się jedynie na dokumentacji, że tak powiem fotograficznej)… i dowody te w połączeniu z klimatem opuszczonego budynku, w połączeniu z problemami psychicznymi, w połączeniu z problemami fizycznymi oraz w połączeniu ze strachem czy niepokojem przekazanym (o ile można tak powiedzieć) przez dziewczynkę, powodują, że główna bohaterka pogrąża się w szaleństwie.
Aby nie być sama. Albo żeby dostać kolejne potwierdzenie na prawdziwość chorej iluzji, główna bohaterka wciąga w nią Judith (ostatnie dziecko sierocińca), która wpada w sidła szaleństwa jak w masło, ponieważ jest, nie omieszkajmy tego powiedzieć, całkowicie szalona. W ryzach rzeczywistości i normalności trzymają ją lekarstwa, które regularnie musi zażywać. W chwili gdy przestaje je brać, całkowicie poddaje się wizji głównej bohaterki i razem ruszają w długą drogę wprost do paszczy szaleństwa.
No i tu w zasadzie dochodzimy do finału, w którym reżyser zgrabnie oszukuje widza, narzucając mu szaleństwo głównych bohaterek, zarażając go wizją, którą wcześniej one same zostały zarażone przez niczego nieświadomą (a może świadomą) dziewczynkę.
Wydarzenia tamtej nocy oglądane z perspektywy głównej bohaterki, choć w oczywisty sposób zupełnie nierealne, widz przyjmuje jako prawdziwe. Jako coś co się naprawdę wydarzyło, jako coś co ona oczywiście przeżyła tuż przed swoją śmiercią. Ale prawda jest taka, że jest to szalona wizja szalonego umysłu głównej bohaterki, której wrażliwość nie zniosła tak drastycznych przeżyć. Może jej umysł bronił się przed rzeczywistością, w której miałaby począć dziecko zbiorowego gwałtu, a może po prostu (tak jak wcześniej) zainspirowała go dziewczynka i specyficzny klimat Saint Ange.
W każdym bądź razie, gdy dyrektorka sierocińca znajduje ciało głównej bohaterki, dostajemy ewidentne potwierdzenie tego, iż wszystko co widziała ona tamtej nocy przed śmiercią było wytworem jej wyobraźni.
No tak, ale zostaje nam Judith, która przecież jest świadkiem… jest naocznym świadkiem tego, że główna bohaterka, jej narodzone dziecko oraz stadko „złych dzieci” wciąż pomieszkują w sierocińcu, czego dyrektorka, kucharka i wszyscy inni nie są świadomi.
Więc o co chodzi? Co jest prawdą?
Tak jak napisałem wcześniej. Judith ma problemy psychiczne, jedynie lekarstwa trzymają ją w ryzach normalności. Lekarstwa, które odstawiła ona na wyraźną sugestię głównej bohaterki, przekonana, że są one „złem” którym karmi ją „zła” kucharka… są tutaj kluczem. Judith odstawiając leki przyjmuje wizję głównej bohaterki i dlatego widzi to co widzi…
A widz sam musi zadecydować czy wierzy w zeznania takiego świadka.
Według mnie film Pascala Laugiera jest znakomity. Wykracza daleko ponad standardy typowego kina. Kluczem do jego zrozumienia… w mojej skromnej opinii… jest przyjęcie, że nie wszystko co zostaje pokazane musi być prawdą. Że wydarzenie pokazane z subiektywnej perspektywy jednego z bohaterów, trzeba zweryfikować, tak jak weryfikuje się zeznania świadków. Bo może świadek nas okłamuje… albo jest szalony.
Pozdrawiam. :)
Nie zgodze sie. Wydaje mi sie, ze nawet ten film nie mial byc "grozny". Po prostu mial trzymac w napieciu do samego konca i do konca nie byla podana oczywista i jasna odpowiedz.
Film moim zdaniem bardzo dobry. Dawno takiego nie widzialam.
Sorry, DKF... ale według mnie zupełnie nie zrozumiałeś filmu. I chyba dlatego uważasz końcówkę za rozczarowującą.
Cholera oglądałam go już dość dawno temu i nie pamiętam na tyle żeby prowadzić dyskusje na jego temat, ale wydaje mi się ze ta dyrektorka dosłownie jej powiedziała pod koniec, że były to ciężkie czasy wojny i musieli sobie jakoś radzic i zapewnić byt tym dzieciom które u nich pozostały.