Familijny film o gościu, który tworzy z 10-latkami kapelę rockową. Grać już umieją, musi ich tylko co to rock i go z nich wydobyć. Ja chcę takiego w mojej szkole.:(
No, niby potrafi się zachowywać jak przygłup i robi niezłą wioskę, ale zawsze w porę wyhamuje. Powstał film stricte familijny – rock to uczucia, nie narkotyki i zaliczanie lasek. Trzeba robić to co się chce, reszta to szczegół. Znakomicie wyreżyserowany, dobry balans, dużo lukrowatości w tworzeniu świata. Muzyka jest super, choć nawet takiego newbie jak ja Linkrater niczym nie zaskoczy. Poleci 2112, Dark Side, Yes... I gdzieś tak niemal do końca jest to film na 6. Aż do sceny finałowego koncertu.
W jakiś dziwny sposób ta scena jest jedną z najlepszych jakie w życiu widziałem. Szczególnie dobrze wypada z wyłączonymi napisami, bo jak przystało dobrej, rockowej piosence, tekst jest głupi jak cholera.;-) Ale brzmienie, dwie solówki, i całe wrażenie techniczne... Zaraz po skończeniu filmu (obejrzałem całe napisy końcowe!) włączyłem tę scenę jeszcze raz. Power. Rock. I c***.
7/10.