Film był wspaniały (10/10), lecz chodzi mi o wiarę w Boga. Jamie wierzyła, modliła się i go czuła, a i tak umarła w wieku
18-19 lat... Gdzie tu jest sens?
A co ma do tego Bóg...Gdyby prosiła o uzdrowienie, to by wyzdrowiała. Od chorób jest szatan, nad którego działaniem się nie panuje.
Połowa populacji Europy w czternastym wieku pewnie też nie błagała o uzdrowienie ?
Pewnie nie skoro wyzdychała na dżumę.
A to byli praktycznie sami chrześcijanie.
Pogan wtedy w Europie praktycznie nie było.
O pomniejszych hekatombach nawet nie wspominam.
Czas i nieprzewidziane zdarzenie dosięga każdego. Wierzących i nie wierzących. Bóg jej do siebie nie zabrał, bo po śmierci kończy się istnienie człowieka. Jeżeli prawdą by było, że Bóg ją zabrał do siebie, to by znaczyło, że jest niebywałym okrutnikiem, zabrać kogoś "do siebie", gdy tę osobę kochali i potrzebowali bliscy.
A może to niekoniecznie było bez sensu. Może właśnie życie Jamie i jej niezachwiana wiara w Boga sprawiła że Landon się zmienił i nawrócił. Jak to on powiedział do pastora, ojca Jamie: "Proszę o to, czego się naucza w kościele. O wiarę."
Jeśli wyznajesz jakąś religie, to według ciebie pewnie ma. Według mnie nie, dlatego nie doszukuję się sensu w modlitwie Jamie i jej zachowaniu.
Wlasciwie to nie kwestia religii tylko po prostu wlasnej wiary. Nie jest powiedziane, ze musisz byc wyznawca chrzescijanstwa, islamu czy judaizmu by wierzyc w Boga. Co do Jaimie to z pewnoscia dawalo jej to duzo sily w czasie choroby, ale tak czy owak... nie lubie tego filmu, wiec nie wglebiam sie w te postac :)
Smutne, powodzenia.
Ilu to takich wiernych poświęciło całe życie pod dyktando wiary,
aby potem "trafić do nieba"?
Jeśli nie widzisz sensu to znaczy,że tej wiary nie "czujesz". Cytując z filmu: "Bo wiara jest jak wiatr, czujesz ale nie widzisz;)"
Problem na dłuższe rozważania. Trzeba poznać siebie, swoje oczekiwania by zacząć wierzyć. Temat na zupełnie inne forum niż filmweb. Pozdrawiam
A już się bałam,że jak większość tutaj zaraz zaczniesz się wykłócać i mięsem rzucać;) Miłe zaskoczenie:)Pozdrawiam:)
Ja bym nawet doprecyzował to stwierdzenie, że :
" wiara jest jak azot - i nie widzisz i nie czujesz, a cię otacza dookoła "
I oprócz dobrego samopoczucia, uczucia jedności i własnej satysfakcji nic innego z niej nie masz!
Celowo azot a nie tlen, aby uniknąć niezbędności do życia.
Bo nie o to w tym chodzi by coś z tego mieć. Owszem w życiu jest tak,że przeważnie "nic za darmo". Akurat w tym zagadnieniu nie chodzi o namacalne "coś" w zamian. Bo kto wierzy to wie co ma w zamian.
Ludzie zaczynają mnie przerażać. Nie angażują się w nic co nie da im czegoś w zamian. Nic bezinteresownie. Smutne.
Smutnie, niesmutne.
Nie mówię, że palcem nie kiwnę dla nikogo bez pieniędzy,
ale taki się właśnie teraz zrobił Świat!
Większość ludzi tylko patrzy jak cię załadować na minę albo oszukać dla kasy!
Nie jestem społecznikiem, ale jak ktoś się przewróci czy pyta o drogę, to chętnie pomagam.
Wiele razy wyciągałem jakiegoś gapowatego na lince a to z rowu z to z dziury w drodze, pomagałem też zmieniać koła jak nie mieli siły czy odpowiednio solidnego klucza itp.
Nawet robiłem za parkingowego np. jakoś ze dwa miesiące temu babcia podjechała pod lidla i nie była wstanie ani wjechać ani wyjechać stojąc na ukos między szpalerem innych samochodów. Ludzie przechodzili i się gapili. Podszedłem, zaparkowałem i odszedłem życząc miłego dnia. Słyszałem jeszcze za plecami jak starowinka pyta czy ma mi coś za to zapłacić?!
I nie było to w jedną stronę, bo mnie ludzie też pomagali i tak np. w zeszłym tygodniu jeden pożyczył kable rozruchowe a drugi podjechał i 'dał mi prądu' jak mi na mrozie bateria skisła.
Także nie jest tak źle szanowna koleżanko, ale faktycznie tendencja jest smutna.
Coraz mniej 'dobrych dusz'.
Jeśli idziemy tropem azotu, to choć nie pozyskujemy go z powietrza, jednak jest składnikiem DNA i białek, więc stanowi niezbędny składnik naszych organizmów. Może z azotem jest tak, iż wszyscy go potrzebują, nawet jeśli mówią, że wcale nie.
Poza tym wydaje mi się, że prawdziwa, głęboka wiara - to nie: "Ja teraz jestem wierzący/a od 7.00 do 18.00, codziennie oprócz sobót, więc wychodzi mi jeszcze 50 lat życia, plus-minus dwa miesiące". Jak ktoś wierzy, to wierzy, gdy jest zdrowy i gdy umiera na raka. I próba wytłumaczenia tego, co nas spotyka "po ludzku" i matematycznie, szukania w śmierci kary czy nagrody - wszystko to może się okazać drogą donikąd.
Swoją drogą - miejsce trochę nie przystaje do tematu.
Pozdrawiam
Dobre, dobre z tym azotem :)
Oczywiście chodziło o niezbędność wziewną, czyli z powietrza,
bo gdyby rozpatrywać zapotrzebowanie organizmu na pierwiastki,
to cała przysłowiowa tablica Mendelejewa by weszła.
No, z małymi wyjątkami.
Co do tematu rozmowy i jakoby niestosowności miejsca, to się stanowczo nie zgadzam.
Jakoby o wierze można było rozmawiać tylko w kościele, świątyni itp.?
Poruszony temat to bardzo ogólne zagadnienie określone jako 'wiara'.
Nie rozmawiamy tu o konkretnych bogach czy bóstwach, więc nie widzę problemu.
Gdyby iść tym tropem, jak z azotem, to wyszłoby, że np. o zdrowiu i chorobach wolno oraz powinno się rozmawiać tylko w przychodniach i szpitalach,
a o jedzeniu i smakach tylko i wyłącznie w kuchni lub restauracji.
Również pozdrawiam.
Jasne, że o wierze można rozmawiać wszędzie, mimo tego wydaje mi się jednak, że fw jest nastawiony bardziej na luźne pogawędki o filmach, peany na cześć "Władcy Pierścieni" itp., mniej zaś na filozoficzne rozważania, choć zawsze to jakaś bioróżnorodność...
"Trzeba poznać siebie, swoje oczekiwania by zacząć wierzyć" Może to również być - i najczęściej jest - proces całkowicie nieuświadomiony. Odpowiedziałaś sobie jednak wystarczająco, dlaczego wiara nie ma żadnej obiektywnej wartości, będąc jedynie projekcją takich czy innych oczekiwań.
Na pocieszenie mogę tylko powiedzieć, że nie ma człowieka niewierzącego. Nawet "niewierzący" są wierzący, tyle że w coś innego. Dlatego ludzka cywilizacja jest tak okrutna - to jest sedno problemu.
jest tu bardzo duży sens,Bóg ją zabrał bo zasługiwała na wieczną młodość i życie wieczne w innym świecie.
ale zakładając że Bóg istnieje i niebo też, to do nieba idzie dusza a nie ciało. A i tak podobno w niebie zawsze jest się młodym, nawet jak umarłeś jako 80-letni staruszek. Więc nie ma sensu umierać młodo:). A życie wieczne w innym świecie to się zgodzę, przynajmniej jest szczęśliwa itd ale pod warunkiem że nie ma reinkarnacji i nie wróci z powrotem do tego świata i np w gorszym wcieleniu.
Mnie ogólnie denerwowała ta jej wiara w Boga, niby taka inteligentna i mądra dziewczyna a wierzyła w Boga i cuda. Wielu naukowców nie wierzy/ło w Boga. Ale mniejsza z tym, córka pastora to i przesiąknięta głupotami. Ale ten jej ojciec na nic nie pozwalał! Sorry ja będąc na jej miejscu inaczej bym żyła, bardziej z życia korzystała, chodziła na randki, inaczej się ubierała, żyje się raz a ona w dodatku żyła krótko. I nie mówię że miała się nie uczyć, nie poznawać świata, nie czytać książek. Fajnie mieć pasje i zainteresowania i dobrze że się nim oddawała ale mogła np napisać książkę, odkryć coś, namalować obraz, żeby coś po niej zostało, bo tak ta cała jej nauka nie miała sensu.
A może korzystać z życia nie dla każdego równa się randka po randce randką popycha?
Wiara w Boga to nie jest wiara w głupoty. Wiara w głupoty to wiara że np. koń będzie fruwał- koń jest istotą, którą widzimy, czymś co można zmierzyć i biologicznie opisać. Wiara w Boga z góry zakłada chodzenie w ciemności po omacku, twierdzenie że istnieje coś czego nikt nie widział. Myślę że to ogromny akt odwagi, bo łatwo jest wierzyć w coś co znane i zbadane, takie ,,błądzenie po omacku" wymaga odwagi. Możesz się upierać że to jedynie głupota mylona z odwagą , ale tak czy siak taka wiara to pokora ze strony człowieka, który dostrzega własną kruchość i omylność. I ja to doceniam, bo są ludzie uważający się za byt doskonały , niedopuszczający do siebie myśli że też przemijają jak wszystko inne i że tak naprawdę niewiele rzeczy rozumieją w porównaniu z wszystkimi zagadkami tego świata.
A co do sensu... Myślę ze sens czy logika rzadko występują w życiu, nie doszukiwałabym się sensu tutaj. Zresztą, sens sam w sobie może być pojęciem względnym. Ty nie widzisz sensu bo ona zmarła, ktoś wyżej uważa ze dzięki temu Landon mógł się zmienić (btw.- nie popieram takiego myślenia, to jakby innymi słowy określić że byłajedynie narzędziem mającym pomóc innemu człowiekowi).