Pół-komedia, pół political-fiction. Przede wszystkim jednak film jest, trzeba to przyznać, zręcznie zrobioną agitką historyczną. Realizm na poziomie zbliżonym do zera. Reżyser pokazuje sympatycznego czekistę-sportowca i zawiłą, praktycznie "z kosmosu" intrygę. Całość w "realiach" przedwojennej Moskwy. W tejże Moskwie tętni normalne życie, czyści, przyzwoicie ubrani, beztroscy ludzie, dobre restauracje, taksówki, trolejbusy. Bohaterowie z NKGB i NKWD, sympatyczni, dowcipni, kompetentni. Równie dobrze można by nakręcić film o sympatycznych, kompetentnych, uczciwych gestapowcach. Byłby równie przekonywujący. W filmie rażą elementy, które całkowicie nie pasują do epoki - jakaś wideokonferencja Hitlera z Canarisem, wszechobecny monitoring stosowany przez sowiecką bezpiekę etc. Zła w filmie praktycznie nie widać. W paru miejscach są tylko odniesienia do metod stosowanych przez sowiecką bezpiekę. Są jednak tak podane, że nie specjalnie rażą. Nawet "przesłuchanie" maltretowanego niemieckiego szpiega nie jest zbytnio wstrząsające. Ot, takie czasy, takie metody, szczególny stan wyższej konieczności. Główny bohater, kapitan NKGB, utalentowany bokser, wydaje się być czlowiekiem urwanym z choinki. Miły sympatyczny, szlachetny. Ucieleśnienie cnót. Według tego co sam o sobie mówi, nawet nie był członkiem Komsomołu. Nie wiadomo zatem jakim cudem, w tamtych czasach trafił do organów bezpieczeństwa państwowego i awansował do stopnia kapitana. Oglądając ten film miałem wrażenie, że ten film to prezent dla Putina. Bohater filmu też jest czekistą, też uprawia sport walki, też jest związany z kierunkiem niemieckim. No i przede wszystkim jest prawie doskonały.
Czy zatem oglądać ten film? Myślę, że jednak warto. Nawet po to żeby zobaczyć jak Moskwa modeluje pamięć historyczną o czasach komunizmu. Po co im prawda historyczna? Wystarczy, że sami ją wykreują.
Oj to jest ocena przesadzona dodajmy tu, że film jest na podstawie powieści Borysa Akunina, który raczej do sympatyków Putina nie należy, trudno też jego twórczość uznać, za pochwałę komunizmu. Film celowo nie jest realistyczny i nie rości sobie prawa do pokazywania historii, jest to raczej formuła kryminału, filmu szpiegowskiego zrobiona z pewnym dystansem.
Dodajmy też, że za rządów Putina wbrew temu co się twierdzi w Polsce zrobiono szereg krytycznych filmów, seriali o czasach stalinowskich, trudno o prostą wykładnie, nie tak dawno był w TVP film "Admirał" także o idolu Putina, przywódcy białej Rosji.
Trudno doszukiwać się prawdy historycznej w filmie, powieści, gdzie ta historia jest tylko pewnym tłem i punktem wyjścia do kryminalnej zabawy, stąd celowo elementy nie pasujące do epoki, mimo to w filmie pojawia się też wątek rozliczeń z przeszłością - matka dziewczyny głównego bohatera zginęła z rąk Czeka, uczciwy dowódca na końcu ginie w czystce, a główny bohater przegrywa, happy endu w stalinowskim ZSRR więc nie ma. Tylko powtarzam to nie jest film historyczny.
Nie próbuję prowadzić rozmowy ogólnej, o Putinie, kinematografii rosyjskiej w ogóle a teraz w okresie putinowskim w szczególności. Nie twierdzę, że za czasów Putina nie powstają żadne filmy krytyczne wobec tego co się dzieje w Rosji. Nie twierdzę również, że sam Putin jest postacią jednowymiarową.
Sam film jednak, według mojej oceny jest elementem kształtowania pamięci historycznej. Temu służy chociazby pokazywanie całkowicie zafałszowanego obrazu sowieckiego społeczeństwa, organów sowieckiej bezpieki. Przeciętny widz, nie mający wiedzy historycznej, zapamięta to, co ma zapamiętać: normalne, dostatnio żyjące społeczeństwo, kompetentnych, uczciwych, patriotycznych funkcjonariuszy. To, że film nie jest historyczny, nie oznacza iż całkowicie powinien abstrahować od realiów.
Tylko na końcu te organy bezpieki przegrywają mimo poświęcenia głównych bohaterów, czy więc jest to film propagandowy i ma czemuś służyć ? Niezwyciężony - to lepszy przykład kina akcji z polityczną tezą i pochwałą obecnych służb.
W czym i w którym momencie moja ocena jest przesadzona, hagen? Z jakichś względów stalinizm został oficjalnie w Sowietach, na XX zjeździe KPZR, potępiony. W jakiś sposób towarzysze musieli wytłumaczyć w jaki sposób największa ówczesna armia, została zmasakrowana w początkowym okresie wojny przez Wehrmacht. Byłoby mocno nielogiczne pokazywać ludziom, że wszystko układało się idealnie. Jeżeli byłoby tak idealnie, to jak wytłumaczyć ludziom, że niemieccy dowódcy w grudniu 1941 roku oglądali Moskwę przez swoje lornetki? Z tego też względu uważam, iż film, z propagandowego punktu widzenia został zrobiony idealnie. Reżyser pokazał to, co ma zostać wkomponowane do budowy (po raz kolejny) zafałszowywanej pamięci historycznej. Rosjanie byli indoktrynowani przez cały okres komunizmu i nadal niewiele się zmieniło w tej dziedzinie. Nie są jednak idiotami. Gdyby reżyser nie umieścił tego jednego elementu, który tłumaczy klęskę, to trudno byłoby logicznie umotywować jej przyczyny i następstwa. A tymi nastepstwami są pozornie wygrana wojna, totalny bardach w kraju, pięćdziesiąt lat oszukiwania ludzi i kompletny rozkład "mocarstwa".
Tylko ten film został zrobiony głównie dla zabawy i owszem popkultura kształtuje jakoś świadomość historyczną, ale czy ten film może być poważnym pretekstem do rozmowy na temat historii i klęski Armii Czerwonej w pierwszych miesiącach wojny ?
Piszę pan, że Rosjanie byli indoktrynowani i niewiele się zmieniło to nie prawda, mamy cały szereg filmów, seriali choćby "Karny batalion" ukazujący ówczesną rzeczywistość niebywale krytycznie, za rządów Putina powstało kilka wysoko budżetowych seriali o czasach stalinowskich, tu z kolei mamy ekranizację powieści jednego z krytyków Putina - Borysa Akunina popularnego w Rosji pisarza, którego można porównać do Marka Krajewskiego w Polsce, nie widzę więc sensu szukania tu podtekstów politycznych.
Akunina nie interesuje akurat tu szukanie prawdy historycznej, czy pisanie kolejnej książki jaki stalinizm jest straszny, bo te już powstały, tworzy tu thriller szpiegowski z fikcyjnymi postaciami i nie specjalnie przejmuje się realiami epoki, nie jest też wierny faktom, na podobnej zasadzie z lekką przesadą może mieć pan zarzuty np do filmu "Capitan Ameryka - Pierwsze starcie", czy Bękartów Wojny - Tarantino, że nie są zgodne z prawdą historyczną.
Akunin tu akurat poszedł w inną stronę, niż w powieściach o Eraście Fandorinie osadzonych w carskiej Rosji, które mają prawdziwe tło polityczne i oddają realia epoki. Czy jednak do każdego dzieła trzeba przykładać historyczną i polityczną miarę ?
Rozumiałbym taką dyskusję o filmie "Spaleni słońcem 2" Michałkowa i byłaby ona jakoś tam sensowna, tu przykładamy totalnie nie adekwatne miary, szczególnie gdy widz rosyjski w ostatnich latach mógł zobaczyć kilka filmów seriali o wielkiej wojnie ojczyźnianej, w tym "Karny batalion", który jest obrazem gorzkim.
Skąd ma Pan pewność, że film został zrobiony głównie dla zabawy? Reżyser nie działa w próżni, środków finansowych nie znajduje na ulicy. Ten, kto płaci, ten wymaga. O tym, że kino jest najważniejszą ze sztuk, wypowiedział się już kiedyś Lenin. Uważa Pan, że ci, którzy mają ambicję modelowania pamięci historycznej, nie pamiętają o tym? Dużym uproszczeniem byłoby sądzić, że tylko filmy "poważne", ewidentnie mające, jak Pan to określa, "prawdziwe tło polityczne", są wykorzystywane do kształtowania pamięci historycznej. Zakładam, że wie Pan doskonale czym jest pojęcie wojny informacyjnej i tzw. soft power? Ta wojna informacyjna toczy się w wielu miejscach. Oczywiście nie tylko Rosjanie używają kina do manipulacji pamięci historycznej. Takie dzieła albo "dzieła" powstają także w innych państwach. Przykłady można mnożyć. Amerykanie robią to od dawna, od niedawna także Chińczycy. Wspaniały przykład takich działań mieliśmy niedawno w postaci niemieckiego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Podobnych przykładów można podac wiele także z naszego podwórka. Gra toczy się nie o to co się wydarzyło, tylko o to jak to ma być "prawidłowo" interpretowane przez masy. A gra ta służy bardzo prostemu celowi - zdobyciu i utrzymaniu władzy. Dawno temu George Orwell wyłuszczył tajemnice tej zabawy, pisząc w "Roku 1984" - "kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość".
Idzie pan, że tak powiem po całości.
Nie widzi pan w filmie elementów pastiszu, w samej powieści jest to ponoć jeszcze bardziej widoczne, powtarzam raz jeszcze film nie powstał na bazie powieści jakiegoś wielbiciela Putina, mocarstwowej Rosji, a liberalnego pisarza, który piszę kryminały i bawi się tu formułą, przecież sam pan zauważył odejście od realiów epoki, pokazanie telekonferencji Canarisa z Hitlerem, czy sprzętu szpiegowskiego z transmisją na żywo.
Mamy pisarza, który ma sukces komercyjny i wiele jego powieści zostało w Rosji zekranizowanych, że wspomnę tylko "Turecki gambit" czy "Radcę Stanu", nie jest to decyzja polityczna, a komercyjna.
Porównuje pan ten film do serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" i tworzy mega nie wiem jaki spisek, manipulację, że ktoś stoi za produkcją tego filmu i szukamy tu celów politycznych, ideologicznych ?
W jakim celu obrony czasów stalinowskich ? Po co więc w Rosji powstało w ostatnich latach cały szereg filmów krytycznych ? Stosunek Rosjan do ZSRR, jest równie skomplikowany jak Polaków do PRL-u, wbrew krytykom Putina za jego rządów powstało wiele filmów, seriali krytycznych z dużym budżetem z udziałem rosyjskiej telewizji publicznej, czy środków publicznych na kinematografię, on sam wiele razy potępił stalinowskie zbrodnie.
Idę po całości? Co miałoby to oznaczać? Że nie mam złudzeń? Z czym Pan konkretnie się nie zgadza? Z tym, że kino jest wykorzystywane jako element wojny informacyjnej? Wojna, która - jak to powiedział Clausewitz - jest kontynuacją polityki, prowadzoną innymi metodami. Cała gra, od wieków toczy się tylko o jedno - o władzę. O nic więcej. Czasami robi się to siłowo. Można kogoś napaść, złupić jego ziemie. Można też to robić bardziej subtelnie. Stąd rola propagandy. Oczywiście nikt Panu nie powie - ot, nakręciliśmy wspaniały film propagandowy, patrzcie, podziwiajcie! Propaganda wtedy odnosi największy skutek, kiedy jest mocno zawoalowana. Wtedy, kiedy w ogóle nie jest określana jako propaganda. Nie wątpię, że jest Pan tego świadomy.
Zarzut, który Pan stawia, czyli domniemane tworzenie przeze mnie "megaspisku" nie jest prawdziwy. Nie ma żadnego spisku. Jest zwyczajne manipulowanie pamięcią historyczną. Ot, taki zwyczajny zabieg, w "zabawach" prowadzonych przez doświadczonych graczy politycznych. Doświadczony gracz wie doskonale, że musi uzyskać przewagę nad innym. Między innymi poprzez narzucenie mu (i innym bioracym udział w tej grze) swojego punktu widzenia. Takie zabiegi, z upływem czasu, tak się utrwalą, że masy z trudem będą odróżniały fakty od mitów. Tzw. przeciętny człowiek, nawet - użyjmy takiego skrótu myślowego - wykształcony, ma problemy z nadmiarem informacji, które go obecnie zalewają. Mało kto próbuje pozyskiwać dodatkową wiedzę, weryfikować informacje, które do niego docierają, analizować je i wyciągać wnioski. Dlatego też ta informacja musi docierać w takiej postaci, jaką przeciętny odbiorca będzie w stanie przyswoić i zapamiętać.
Co zatem widz zapamięta z tego rodzaju produkcji, jak omawiany przez nas film? A na ile to przypadkowy efekt lub celowy zabieg reżysera, każdy niech sam sobie odpowie.
Cała, nawet ta z pozoru poważna twórczość Akunina to szafowanie gatunkami, zabawa, pastisz i jestem pewien, że reżyser filmu, chcąc zachować ducha książki, potraktował temat tak a nie inaczej.
Swoją drogą, widzę, że krytyka kina rosyjskiego i upolitycznianie trwa ;) Szkoda, że nikt się nie bierze za rozliczanie rodzimych, patriotycznych koszmarków.