O mało co nie zasnąłem na tym silącym się na mądrość filmie. Aż mnie jednak uderzyło to, że wyreżyserował go Gus Van Sant - tak oryginalny i nietuzinkowy filmowiec, który urzekł mnie dziełami takimi jak "Gerry" i "Słoń".
W "Finging Forrester" nie ma miejsca na wieloznaczności, wszystko jest podane na tacy jak w knajpie; zalatuje to wtórnością praktycznie od początku do końca i nawet świetne zdjęcia Saviedesa (który równie dobrą robotę wykonał niedawno przy "Zodiaku") nie są wystarczającym powodem, by poświęcić niemal dwie i pół godziny na ten przyciężki i ciężkostrawny produkcyjniak. A Sean Connery zupełnie jakby się nie przyłożył do swojej roli, czemu też trudno się dziwić, zważywszy na banalność tematu.