Na początku odrobinę się zawiodłem na tym filmie, po Pollacku spodziewałem się czegoś innego (nie, nie wybuchów i sztrzelanin....:)). Ale po jakimś czasie zdałem sobie sprawę że ten film ma tak zwane drugie dno, którym to w tym przypadku są dwie główne postacie z filmu, ich rys psychologiczny i ciężkie przeżycia.Napewno niewielu reżyserom w Hollywood udało by się tak połączyć głębokość postaci, z napięciem towarzyszącym widzowi przez cały film i odrobiną akcji. Jednym słowem film jest po mistrzowsku wyważony, napewno nie jest dla nastolatków i niedzielnych widzów, którzy zaraz bedą krzyczeć "buuu, nudy , za mało akcji..."
Jak zwykle totalnie nie widzi mi się końcówka filmu, która moim zdaniem jest za bardzo patetyczna i hollywoodzka. Ale cóż Sydney musiał mysleć przecież także (a może przedewszystkim) o kasie z biletów. Natomiast cenię sobie bardzo to że na końcu Penn i Kidman "nie zostali parą i nie żyli długo i szczęśliwie".....
Bardzo poważny i ciekawy temat filmu, brawo Pollack, brawo Nicole i Sean......chociai tak czuje lekki niedosyt.
P.S.
W komentarzach do tego filmu zauważylem porównywanie Rambo do xXx co jest conajmniej śmieszne - Rambo (zwłascza jedynka ) to klasyka gatunku, a xXx to masochistyczne wiadro pełne wymiocin.
pozdro