Uwielbiam musicale ale tym razem poleciałem na film z uwagi na obsadę aktorów. Niestety film okazał się porażką. Na strojach i grze aktorskiej mucha nie siada, ale te piosenki i wstawki śpiewane są masakrą. Nie jestem w stanie powtórzyć ani jednego tematu muzycznego, ani jednej melodii z filmu. Mam wrażenie, ze ktoś pisał tę muzykę na kolanie wiedząc, że i tak powiedzą, że arcydzieło, bo gra Meryl. Pod koniec filmu na wszelakie śpiewy wyprowadzały mnie z równowagi.
Film to adaptacja teatralnego musicalu, więc pudło z tym pisaniem piosenek do filmu z Meryl.
Poza tym... to nie dzieło dla kogoś kto rozumie utwory na płaszczyźnie treści... a nawet nie, bo piosenki są genialne, gdyby wsłuchać się w tekst i ładnie zinterpretować. Trzeba tylko myśleć, a nie tępo się gapić i wyczekiwać popowych podśpiewujek rodem z MTV.
I skoro gra aktorska i kostiumy wg ciebie są świetne to z jakiej rury dajesz filmowi 1/10?
Dlatego, że z wykształcenia jestem muzykologiem a w musicalu muzyka to wizytówka. W tym przypadku wizytówka wypadła jakościowo słabiej od Chicago..
To nadal nie usprawiedliwia takiej (nieuargumentowanej!) oceny.
Ale jak widać domniemane wykształcenie nijak się ma do rzeczywistości, bo nawet samo podejście do filmu jest nieprofesjonalne.
Wowowow...
A najważniejsze w musicalu pojęcie harmonii treści i muzyki pan muzykolog zna? Bo w tej sztuce widać właśnie jak doskonale sprzężona może być melodia i rytm z zawartością metaforyczną utworu. To nie jest melodramat, żeby utwory były piękne, soczyste i wpadające w ucho.
A nie wiem jak to jest bo ja, chociaż w kinie zetknąłem się pierwszy raz z tymi piosenkami, to bez trudu nuciłem je aż do wieczora, gdy wziąłem się za przesłuchiwanie OST( nie zapamiętać motywu z 'Agony' albo 'into the woods tararaa it's time to take a journey" to trzeba mieć coś ze słuchem)