Ten film udowadnia, że wcale nie potrzeba milionów i FX jak w produkcjach Michael'a Bay'a żeby osiągnąć sukces, a co najważniejsze wywrzeć emocje na odbiorcy. Koniec mnie zmiażdżył. Zero cukierkowej muzyki tylko ten statyczny dźwięk w tle przy napisach końcowych, oznajmiający, że nie ma już nic, świat się skończył. Film miód jak dla mnie. Fakt - nie ma happy end'u i trochę szkoda, bo dopiero co zacząłem lubić głównego bohatera, a ten musiał kopnąć w kalendarz :P Lub na odwrót, jak kto tam chce :D
Jeśli w filmie, w którym od początku masz podaną informację, że tylko godziny dzielę Ziemię od zakłady, a ponad to, nie ma żadnej wzmianki, że np. USA podjęła się ostatniej próby ocalenia ludzkości poprzez wysłanie B. Willisa w kosmos, to chyba raczej oczywiste, że happy endu (jako potocznie rozumianego) nie uświadczysz w tej produkcji. Dlatego to żaden spoiler.
A to, czy ktoś w tym filmie doszuka się happy endu, zależy już tylko od wrażliwości danego widza.