Nie ukrywam, że pierwsza godzina zleciała szybko i przyjemnie, jednak później było coraz gorzej. Historia zupełnie mnie nie ciekawiła. Bohaterowie byli nijacy - wyjątkiem jest para głównych 2 chłopaków (Shiro i Kuro).
Przyznaję, że kreska, animacja i muzyka sprawiały, że film ten nie koli nas w oczy/uszy.
Lecz po zachwytach w komentarzach i wysokiej ocenie spodziewałem się czegoś więcej - tymczasem dostałem dobrze zrealizowaną od strony audio-wizualnej animację i bardziej niż przeciętną od strony fabuły, czy postaci.
To typowe dla japońskiego kina, "syndrom połowy filmu". Mówię tylko ze swoich obserwacji, ale Japończycy zazwyczaj świetnie zaczynają, żeby potem rozdrabniać się na poetyckich smrodkach i nachalnym wciskaniu widzowi filozofii do gardła. Esencją tego jest dla mnie druga część "Battle Royale". Mówię oczywiście o współczesnym kinie, ale elementy niepotrzebnego przedłużania można znaleźć nawet w kinie poprzednich dekad.
Spośród filmów anime które dotąd oglądałem to ten jest obecnie najmniej interesujący.
Sadziłem ze tylko w serialach anime występuje mnogość nie potrzebnych bohaterów, ale widze pierwszy raz to spotykam w filmie.
Ten cały 'Szczur' nie widzę celu jaki tutaj odgrywał, minotaur tez taki odlot twórców bez sensu.
Skoro zaczynali z potyczkami dzieciaków to wolałem aby w tym zostali, a dodali świat/ reguły dorosłych i film jest prostym przedstawieniem 'o złych dorosłych co w drodze do zysku nie maja żadnych zahamowań' .
Jeżeli oglądać anime gdzie zło czai się na słabych mieszkańców miasta to już lepsze jest Akira czy Metropolis.