Tenet jest pseudointelektualistą, który gdy przemawia wśród głupców zyskuje ich szacunek, bo mówi według nich "mądrze", mimo że oni nic nie rozumieją. Z taką różnicą, że film każdego traktuje jak głupca.
Miałem wrażenie, że każdy oprócz mnie wiedział na czym wszystko polegało. Bardzo szybkie dialogi i montaż sprawiały, że absolutnie nie nadążałem za rozwojem wydarzeń. A gdy okazało się, że protagonista również ma problem ze zrozumieniem tego co się w okół niego dzieje, Neil postanowił mu to "wytłumaczyć" (również jak głupcy) używając tylko i wyłącznie pojedynczych naukowych pojęć i paradoksów, czyli na zasadzie "i tak tego nie zrozumiesz, bo masz za małą wiedzę". Dodatkowo dialogi sprawiały wrażenie bardzo mało autentycznych i uważam że jest to problem nie samej gry aktorskiej, a scenariusza, który ogólnie jest najgorszym elementem tego filmu. Nie wiem co jest tu problemem. Czy zbyt skomplikowany koncept, czy zbyt duży pośpiech lub osłabione umiejętności Nolana? Czego jestem pewien, to że sam koncept miał ogromny potencjał.
Najlepszą stroną tego filmu jest to, jak wygląda. Wybierając się na niego byłem głodny kinowych wrażeń po długiej przerwie od ich doświadczania i jako pasjonat filmowania, bardzo chciałem zobaczyć film nagrywany w całości kamerami IMAX. Od strony wizualnej, nie zawiodłem się. Film posiada wiele bardzo imponujących ujęć i efektów. Dźwięk również robi wrażenie. Niestety, trudno mi było cieszyć się z pięknego obrazu i dźwięku, gdy sama akcja była przekombinowana i momentami nudna.
Największym paradoksem tego filmu jest to, że pewnie potrzeba kilku seansów żeby go lepiej zrozumieć, ale zupełnie nie zachęca on do kolejnego obejrzenia. Wizualnie - imponujący. Scenariuszowo - pseudointelektualny i przekombinowany chaos, który skłania do myślenia i pozwala doświadczyć pewnego rodzaju katharsis, ale również zostawia trudną do opisania pustkę.