Zgoda - T5 od T1 i T2 dzieli kosmiczna przepaść, ale nie był znowu tak tragiczny jak wielu z was tutaj pisze. Owszem jest to typowy sequel i jako któryś z kolei sequel nigdy nie będzie miał nawet szansy dorównać jakościowo pierwszym częściom. Z drugiej strony twórcy sięgnęli po najprostszy zabieg - gdy podstawowa fabuła została już w znacznym stopniu opowiedziana, przyszłą kolej na alternatywną rzeczywistość.
Wielu z was pisze tutaj o nieścisłościach czasoprzestrzennych, albo że nie wszystko jest wyjaśnione - ludzie czy na prawdę musi być wszystko podane na tacy i do końca wyjaśnione, bez cienia tajemnicy itp. (pierwszą część "Cube" w której nie było wiadomo: kto , po co i dlaczego, popsuto właśnie sequelem i prequelem, który niepotrzebnie demaskował twórców i kulisy Sześcianu).
Pomstujecie na nieścisłości czasoprzestrzenne przyjmując za "jedynie słuszną" teorię w myśl której stare linie czasowe przestają istnieć. A przecież istnieją również teorie że alternatywne linie czasowe istnieją równolegle, a podróżujący w czasie zmieniając przeszłość tylko tworzą kolejne. Jeśli się przyjmie taką teorię, to wszystko mniej więcej pasuje. Rozgałęzienia powstają w kluczowych punktach. Poniżej spróbuję wyjaśnić „rzekome” nieścisłości czasoprzestrzenne.
1. Wspomnienia Kyle’a z dwóch alternatywnych rzeczywistości – sam Arni to wyjasnia: Kyle cofając się w przeszłość z 2029 znalazł się w punkcie stycznym kilku alternatywnych rzeczywistości i „nabył” wspomnienia z alternatywnej linii czasu.
2. Kto wysłał Arniego do 1973 do dziewięcioletniej Sary - myślę że ona sama przeżywszy wydarzenia z 2017 roku i przekonawszy się że Skynetu jednak nie udało się powstrzymać (co widać w epilogu). Poza tym czy to takie istotne, kto go wysłał.
3. Obecność T-1000 – to prawie oczywiste, Skynet go wysłał z jednej z alternatywnych wersji czasu do 1973, gdy przekonał się że Arni z nie dał rady zabić Sary w 1984. W konsekwencji czego pierwsze rozgałęzienie czasu następuje już w 1973.
I na koniec trzeba też pamiętać o dwóch ścierających się od lat teoriach, czyli o „efekcie motyla” i o „nieuchronności przeznaczenia”. Efekt Motyla trafnie jest skwitowany w filmie „Next” – że samo spojrzenie w przyszłość już ją zmienia, ponieważ znajomość nawet niewielkiego jej wycinka wpływa na nasze decyzje, co w konsekwencji zmienia tą przyszłość. Z drugiej strony mamy teorię w myśl której przeznaczenie i tak dopnie swego, a wszelkie próby powstrzymania armagedonu wywołanego przez Skynet mogą go co najwyżej odroczyć, czego dowodzi filmowa seria W T2 udało się powstrzymać zagładę w 1997, ale nastąpiła w T3 w 2004, Natomiast w T5 bohaterowie przenoszą się w niezniszczony wojną rok 2017 (czyli w domyśle musiała się udać jakaś próba powstrzymania zagłady w 2004) i ponownie próbują powstrzymać Dzień Sądu (co jak widać w epilogu nie do końca się udało).
Główny mój zarzut pod adresem filmu to obsada, o ile w przypadku Sary utrafili według mnie świetnie (a jeszcze lepiej by wyglądała, gdyby jej zafundowano fryz Sary z T1), o tyle obsadzenie „Jack’a McClaina” w roli Kyla jest kompletnie nietrafione. Sto razy bardziej wolałbym np. nieco „postarzonego” Kyle’a z T4, albo kogos podobnego do niego lub do Michaela Biehna z T1.