BRAK LOGIKI I SENSU to standard obok świetnych efektów specjalnych w serii o Terminatorze, przez co ogląda się te filmy nie dla fabuły (która jest idiotyczna i dziurawa jak człowiek po serii z M16) a dla samego Arniego i ogólnie rzecz biorąc mechanicznego ro*pie*dolu, jaki ma miejsce na naszych oczach - taka jest BOLESNA PRAWDA panie i panowie, a zakłamywanie rzeczywistości jakimikolwiek sposobami tego nie zmieni. "Terminator" nie był, nie jest i nie będzie TWOREM DOSKONAŁYM jak "THE MATRIX", który ma wszystko co mieć powinien na swoim miejscu, a jego wielowarstwowość i niezrozumienie to temat na inną rozmowę. "Terminator" pod względem wizualnym jest nie do za*eba*ia i to się zgadza, ale efekty to nie wszystko bo istotna jest fabuła, a że ta seria należy do - że się tak wyrażę z braku lepszego stwierdzenia w tej chwili - Sztuki Fabularnej to powinna mieć fabułę poukładaną jak trzeba, no a niestety tak nie jest. ŁAŃCUCH PRZYCZYNOWO-SKUTKOWY to prawda absolutna, która rządzi wszystkim we wszechświecie, natomiast biadolenie ludzi o tym, że "fabuła / logika nie ma znaczenia we fantastyce" to uwidocznienie bezmyślności tych osób, bo Fantastyka to nie Porno, gdzie liczy się tylko konkretna akcja a fabułę i wszystko co z nią związane się absolutnie pomija. Nie mówię tu o konwencji czy uproszczeniach fabularnych, tylko o sensie (świata przedstawionego), który powinien mieć miejsce w każdym fabularnym tworze. "Terminator" to jedna wielka głupota, która zyskała dzięki Arniemu oraz świeżemu (jak na owe czasy) pomysłowi na film. Jednak i ta głupota może się podobać - sam posiadam całą kolekcję na półce łącznie z najnowszym "Genisys", którego kupiłem dzisiaj za okazyjne 19,99 (bo 5 dych to ni ch*ja za to bym nie dał!), ale jestem w pełni świadom tego, jak bezsensowna jest to seria (szczerze nienawidzę filmów z bezsensownym scenariuszem jak "Man Of Steel" czy "BvS" i całe to Marvelowskie gó*no, ale "Terminator" to mój jedyny za*rany wyjątek).
No, a teraz przedstawię w skrócie każdą część z osobna, aby powyższy temat był bardziej przejrzysty, więc łapcie się za gatki i zapraszam do lektury.
-------------------------------------------------------------------------------- ------
"THE TERMINATOR"
Ludzie spuszczają w*ier*dol inteligentnym maszynom (chociaż z retrospekcji wygląda na odwrót, no ale mniejsza z tym), więc te wysyłają swojego "asa z rękawa" w przeszłość w celu odniesienia zwycięstwa nad ludzkością jeszcze przed wybuchnięciem wojny atomowej, a ludzie w ślad za nim wysyłają swojego człowieka by ten osiągnął cel przeciwny dla swojego wroga. No i dobra, wszystko się zgadza. Poprawka: zgadzałoby się, gdyby nie jedna rzecz, a mianowicie za*rana PĘTLA CZASU, która kładzie z miejsca całą tą serię. Bez tego detalu wszystko dałoby się w miarę poukładać, ale przez to logika serii po prostu ciągnie druta, o czym przekonujemy się w kolejnych częściach cyklu.
"TERMINATOR 2: JUDGMENT DAY"
W pierwowzorze dowiadujemy się, że pętla czasu będzie trwała w nieskończoność, podczas gdy zakończenie 2-ki totalnie temu zaprzecza. Dalej wcale nie jest lepiej czego dowodzi dziecinada w postaci 12-letniego Connora, który nie tylko zgrywa największego hojraka w mieście ("Wow, mam własnego robota!"), ale i ma jaja większe od swojej matki (poucza ją i mówi co ma robić, chociaż logika jasno mówi, że powinno być na odwrót i to ona powinna jego stonować w zachowaniu, bo jest przecież tylko pie*rzo*ym smarkaczem, a czarę goryczy przelewa próba uczłowieczenia maszyny i monolog o wychowywaniu ludzkiego dziecka przez maszynę. Kolejną zagadką jest to skąd Skynet z przyszłości wiedział, że ich T-800 poległ w 1-szym starciu przez co trzeba było wysłać lepszy model T-1000?!
"TERMINATOR 3: RISE OF THE MACHINES"
Wbrew obiegowej opinii to właśnie 3-ka jest najlepszą i najbardziej sensowną częścią w tej bezsensownej serii (wiem, że paradoks jak ch*j, ale tak właśnie jest), a dzieje się to wyłącznie dlatego bo pokazuje ona wielkiego "fu*ka" 2-ce i jej gó*nianemu zakończeniu wraz z całą jej dziecinadą. 3-ka jest poważna i ciężka, a dowcipkowanie zostało sprowadzone do 2-óch sytuacji na cały film, zaś jedynym mankamentem fabularno-logicznym jest to, że Skynet z przyszłości nie wiadomo skąd dowiedział się o porażce T-1000, przez co był zmuszony wysłać kolejny lepszy model T-X. Ta część jest najbardziej logiczna i świetnie pokazuje jak doszło do wojny ludzi z maszynami, a dorosły Connor będący zagubionym facetem jest bardziej prawdopodobny, niżeli za*rany 12-latek zachowujący się jak weteran wojskowy - sorry Winnetou, ale taka prawda.
"TERMINATOR: SALVATION"
Skynet zyskał samoświadomość, bomby je*ły, wojna rozpoczęta - to się zgadza. Natomiast nie zgadza się to, że Skynet z niewiadomych wszystkim źródeł wie kim jest Kyle Reese i jaka jest jego rola w całym tym post-apokaliptycznym bu*delu (pomijam już porwanie go przez Skynet i wabienie nim Connora, bo to jest już wpisane w schemat tego typu opowieści, chociaż nie byłoby źle malnąć coś innego dla odmiany, no ale mówi się trudno). Kolejną bzdurą jest pojawienie się Marcusa, który zaprzecza pętli czasowej, albowiem w poprzednich jej turach nie było mowy o cyborgach z ludzkimi organami - bez "pętli czasowej" ten motyw miałby jakiś sens, bo opóźnienie wojny o 10 lat mogło w pewien sposób wpłynąć na Cyberdyne, co doprowadziłoby ich do chęci eksperymentowania nad bronią przyszłości, ale Marcus w starciu z pętlą czasową zostaje leżeć, a może na odwrót?!
"TERMINATOR: GENISYS"
I tak doszliśmy do ostatniej jak na razie części (tego po*ranego cyklu), w której bezmyślność i totalna głupota osiągnęły apogeum! Początek jest konkretny i nie mam doń zastrzeżeń (futurystyczne je*-je* z laserka i te sprawy), ale od momentu wysłania Reesa w przeszłość całość staje się jednym wielkim śmietnikiem, w którym nie ma już nawet zapachu sensu: hiper nowoczesny cyborg na oczach Reesa dopie*dziela Connorowi zamieniając go w super-turbo-ultra-hiper-madafa*a-najnowocześniejszy model cyborga (zaprzeczenie pętli czasu), posiadający wiedzę absolutną Arnie T-800 na temat fizyki kwantowej i podróży w czasie (jednak nie posiadający danych na temat tego, kto i kiedy wysłał go w przeszłość - ironia, co nie?!), wychowanie Sary przez cyborga (uczłowieczanie maszyny jak w 2-ce, tylko na zupełnie nowym poziomie!), pojawienie się T-1000 (po ch*j i skąd?!), budowanie maszyny czasu w 1984 roku (to nie kino familijno-przygodowe spod znaku "Back To The Future", tylko ciężkie kino fantastyczno-naukowe, a może to mi się coś po*e*ało?!) i tym samym wysyłka Reesa wraz z Sarą C. w niedaleką przyszłość, Skynet pod nowym szyldem Genisys (pętla czasu - halo - chociaż nie, jaka "pętla czasu"?!), rozmowa dorosłego Reesa ze swoim młodszym wcieleniem (i ch*j z kontinuum czasoprzestrzennym wraz z porządkiem wszechświata i całą resztą, bo kto by się takimi ciu*stwami przejmował) różowe słonie, tęczowe jednorożce i wszystkie inne debilne gó*na, których nie idzie zliczyć z powodu ich pie*do*nej jak wszechświat ilości!!! Plusami tego filmu natomiast jest niezaprzeczalnie za*e*ista Sara C. (którą bym brał z miejsca i to bez pytania "Czy mogę?") jak i wypasiony Cyber-Connor ("Patrzcie jaki ze mnie wy*e*any w kosmos kozak!"). Ta część to nie tylko największy mind-fu*k w historii serii, ale i tętniąca życiem autoparodia ("Bad boys, bad boys, whatcha gonna do?").
"Sad but true" - wiem, wiem.
Zgadzam się z Tobą. Wszystko jest nielogiczne i mamy pełno błędów.
Cofanie się w czasie z roku 2029 do 1984 to tak naprawdę próba utworzenia przez Skynet nowej lini czasowej i wymazanie Johna Connora z historii.
W pierwszej oryginalnej lini ktoś inny musiał być jego ojcem.Bo przecież gdyby była tylko ta pentla i zawsze Kyle był jego ojcem to po co John miałby go wysyłać do 1984 skoro jest 2029 i John jest cały i zdrowy ? To wszystko się już wydarzyło, a potem matka go szkoliła i opowiedziała o śmierci ojca.John powinien więc wraz z ojcem walczyć w terazniejszości czyli 2029. Skynet nie mógł go zabić więc wpadł na pomysł wymazania go z hostorii.John jednak to wiedział i wysłał Kyla aby zapewnić sobie istnienie w nowej lini czasowej.
Potem nastaje ta nowa linia czasowa i film T2. I nagle następny błąd - skąd Skynet z pierwszej lini czasowej wiedział że terminator spartolił misje i trzeba wysłać nowego do drugiej lini czasowej ? Przecież po wysłaniu terminatora wojna dalej trwała i John nie zniknął,chyba że ktoś władowałby mu kulke w łeb...
Odpowiedz na wszystko jest taka- Cameron miał pomysł na T2 ale nie miał kasy i możliwości technicznych w 1984 aby to nakrecić więc zrobił wersje soft człowiek vs terminator dokładając głupią pentlę czasową. Potem nakręcił upgrade burząc koncepcje T1.
Historia doskonale pokazała, że filmy Camerona mimo bycia (banalną i wtórną do bólu) kupą gówna są uzna(wa)ne za kultowe, bo za*ebiście dobrze opłacona kampania reklamowa zrobiła swoje i tyle w temacie. "Reklama dźwignią handlu." - jak mawia klasyczny tekst, a nie inaczej jest w tym przypadku.
Po cholerę sie tyle rozpisujesz. Nie trafiają do Ciebie takie tytuly i tyle. Terminator to klasyk i gdakanie przeciw nic już nie zmieni :). Ogladalem Terminatora i Obcego 2 w czasach kiedy nie bylo żadnego marketingu poza plakatem przed kinem. Te filmy same się u nas sprzedały.
Terminator to klasyk i gdakanie przeciw nic już nie zmieni :) Co to znaczy? Bóg ci tak powiedział? Komisja Hollywood do spraw filmów tak zdecydowała? Facet się wypowiedział jak chciał. Nie uważaj swojej opinii za lepszej tylko dlatego bo uprawia argumentum ad populum.
Podważać i odmienne zdanie można mieć na każdy temat. Nawet, że Ziemia jest plaska. Można w dwóch zdaniach stwierdzić, że się nie podoba, to jakieś rozbierania go na czynniki pierwsze. Przecież to film, który ma bawić, wciągać itd, a nie twierdzenie matematyczne czy prawa fizyki.
Oglądałem go w latach 80-tych i wiele razy lata później. Może obecny zalew filmów, HBO GO, netflixów itd. wpływa na kolejnych odbiorców inaczej.
Jakby kręcili filmy tak emocjonujące i zapadające w pamięć jak T1, T2 czy Aliens, z radością chodziłbym częsciej do kina.
Wszystkie filmy tej chciwej gnidy Camerona to banalne, płytkie i schematyczne do bólu śmieciowe bajeczki dla niewymagających mas, amen!
Bardziej akcja, sci-fic, horror.. Terminatory, Obcy 2, Otchłań, a nawet Tytanik. Jeśli się lubi takie gatunki, to nie da się zmieszać z błotem każdego tego tytułu. Chyba, że jest się uprzedzonym do reżysera :)
"Aliens" to bajeczka na niedzielne obiadki z rodziną i kpina z tej marki w przeciwieństwie do reszty części, które są brutalnymi Survival Horrorami. Poza tym każdy myślący Widz będzie uprzedzony do tej bezmyślnej jałowej papki dla mas serwowanej przed Camerona.
Mówię jak jest: produkcje Camerona to płytkie i oklepane czarno-białe do porzygu bezpieczne twory dla mas, których jedyną zaletą są efekty specjalne, bo tzw. "fabuła" jest na poziomie kreskówek Disneya.
Taka jest prawda, a skoro masz z tym problem to twoja sprawa.
"Doom" z 2005 (SF), "Krwawa Uczta: Trylogia" (Horror), "Ukryty Wymiar" (Horror SF), "Tylko Strzelaj" (Akcja), "Ninja Assassin" (Akcja), "Makbet" z 2015 (Dramat Historyczny / Melodramat), "Kung Fu Szał" (Komedia Fantasy), "Zły Porucznik" z 1992 (Dramat Sensacyjny), "Jak Ptaki Bez Gniazd" (Melodramat), "Godziny Rozpaczy" (Dramat Sensacyjny), "Biały Żar" z 1949 (Dramat Sensacyjny), "Bosonoga Contessa" (Melodramat), "Konflikt" z 1945 (Dramat) - jest tyle naprawdę świetnych filmów, a ty się spuszczasz nad taką chałą jaką kręci Cameron...