''Terminator'' Jamesa Camerona, to nie tylko jedna z kultowych produkcji science fiction, jaka już
na zawsze zapisała się na kartach historii kina, ale też film, który przetrwał próbę czasu.
Ciężko napisać coś o nim odkrywczego, coś, o czym widz do tej pory jeszcze nie wiedział.
Oczywiście, chyba jak każde dzieło filmowe, i on ma swoje słabsze strony (subiektywne
twierdzenie), ale bardziej wypadałoby opowiadać o ''Terminatorze'' w superlatywach. Dodać
należy również, iż całkowity budżet filmu nie przekroczył nawet 10 mln.$, a przy tak niewielkiej
kwocie, Cameron może mówić o jeszcze większym sukcesie swojego projektu, bo ten przecież
okazał się strzałem w dziesiątkę. Zastanawiam się, czy w dzisiejszych czasach ktokolwiek może
myśleć o dokonaniu czegoś równie fenomenalnego?
Główną zaletą ''Terminatora'' jest nietuzinkowy pomysł na scenariusz, będący jednocześnie
jednym z najciekawszych w swoim gatunku. Mało tego, zawarty w filmie temat apokalipsy, jest
ciągle aktualny i trudno powiedzieć, by kiedykolwiek się zestarzał, lub przestał istnieć.
Cameron wysyłając w przeszłość ''fabułę'', stworzył nie tylko coś oryginalnego, ale przede
wszystkim dał wielką szansę Arnoldowi Schwarzeneggerowi, bo to właśnie Arnie, dzięki roli
bezdusznego likwidatora - cyborga, wykreował jedną z najbardziej kultowych postaci w kinie.
W dzisiejszych czasach wydaje się być praktycznie niemożliwym, by któryś z obecnych aktorów
mógł pozostawić po sobie, aż tak wyraźny ślad w kinematografii. Tak czy inaczej, Arnoldowi już
nikt nigdy nie odbierze tej postaci, tak jak nikt nie odbierze Stallone ''Rambo'', czy ''Rocky'ego''.
Ale ''Terminator'' to nie tylko Austriak i ciekawa, nowatorska i apokaliptyczna fabuła.
Wypowiadane przez potężną maszynę ''I'll be back'' zapisało się na wieki wśród najbardziej
rozpoznawalnych cytatów filmowych, a wspomniany tekst, był jakby namiastką powrotu, pewnego
rodzaju furtką reżysera i scenarzysty w kontynuacji dalszych losów ludzkości i Sarah Connor.
Sama historia przeniesionych do przeszłości ''żołnierzy'' nie jest na tyle skomplikowana, by
ktokolwiek miał problemy z jej zrozumieniem, ale nie jest też i przesadnie prosta. Ci, którzy
jednak nie załapali o co chodzi (nie wierzę w to, że tacy istnieją), wpatrując się w kolejne sceny,
zostaną odpowiednio uświadomieni przez Kyle, opowiadającego Sarze o jej nienarodzonym
synu Johnie, ''korporacji'' wojskowej Skynet jako głównym antagoniście, buncie maszyn i
czekającej w niedalekiej przyszłości zagładzie ludzkości.
Ten fragment filmu jest całkiem nieźle poprowadzony przez twórcę, tym samym, uniknięto tu
podniosłości, jakże często nadużywanej w tego typu produkcjach.
Dziś, po równych trzydziestu latach od premiery, ''dziecko'' Camerona nadal ogląda się dobrze i
to nie tylko za sprawą sprawnie poukładanego meritum, ale przede wszystkim dzięki porządniej
realizacji.
Większa część filmu toczy się nocą, co w niczym akurat nie przeszkadza, gdyż ekipa
oświetleniowców sprawdziła się na tyle znakomicie, by każdy kadr był przejrzysty i czytelny. Można
im bić bez końca za to brawa.
Mroczny ton, nie tylko widoczny w ujęciach, ale również w charakterystycznej muzyce Brada
Fiedela jaki nadano ''Terminatorowi'', to ogromny walor. Motyw przewodni błyskawicznie
przypomina nam z jakim filmem mamy do czynienia, jako całość posiada niesamowity, złowrogi,
wręcz psychodeliczny klimat.
Sporym plusem jest montaż scen i niecodzienne zdjęcia, które na długie lata potrafią zapaść w
pamięci widza. Jest ich naprawdę dużo i nie wiem, czy jest sensem wymieniać każdą z nich, by
nie pominąć tych istotniejszych (dla każdego widza każda może mieć inną wartość), ale chociaż
nadmienię o jakże ważnym początku z teleportacją, masakrze na posterunku, pościgu na
autostradzie, czy lekko naciąganym finale. Majstersztyk. Bo w tym filmie nie ma ''pustych'' kadrów!
Postać cyborga zabójcy wydaje się wręcz idealnie dopasowana do Schwarzeneggera. Nie to
żebym był złośliwy, ale ''mechaniczna gra mową i ciałem'' pasuje do tego aktora jak ulał i nie
udałoby się to, gdyby nie fakt, że Arnie grać raczej ...nie potrafi. Mimo tego i tak pozostanie moim
ulubionym herosem kina akcji. Harley, czarny okular i strzelba. Coś niesamowitego!
Jeżeli chodzi o Michaela Biehn'a i Lindę Hamilton to zagrali co najwyżej poprawnie, choć i tak w
wielu miejscach było to mniej niż przeciętne aktorstwo. Jednak nie ujmuje im to w niczym, gdyż
tchnęli życie w kultowych protagonistów.
Na koniec dwa słowa o efektach specjalnych. Jak na niewielkie pieniądze którymi dysponowano,
oraz rok 84 z którego film pochodzi, to choć dziś trochę niektóre z nich trącą myszką, nadal mogą
wywrzeć duże wrażenie. Niejeden B-klasowiec tworzony przy obecnej technologii, nie posiada
nawet minimum tego, czego dokonał Cameron ze swoją ekipą filmową.
Sukces ''Terminatora'' sprawił, że 7 lat później wszedł na ekrany ''Dzień sądu'', bo jakby to było,
gdyby w Hollywood obyło się bez kontynuacji tak kasowego hiciora. Ale o tym, czy było to
triumfem, czy raczej niewypałem, następnym razem, przy ''Terminatorze 2''.
Jedynka to nadal jeden z nielicznych moich ulubionych science fiction jaki widziałem, a trochę ich
się już przewinęło przez dvd i kino. 7,5/10
Wersja zremasterowana pupy nie urywa. Poprawiono kontrast,, kolory, wyostrzono większość scen, i to tyle.
Nie tylko. Zmieniono też animację pojawiania się z przyszłości. Przez co nie wygląda tak kiczowato, pioruny nie wyglądają jak stworzone za pomocą kredki. Zmieniono też dźwięk wystrzałów. Sceny usunięte.
http://film.org.pl/fx/terminators.html
Dodatkowych scen nie ma w wersji "Remastered", a o tej właśnie napisałem.
http://www.blu-ray.com/movies/The-Terminator-Blu-ray/61372/
Dodam tylko, że nie tyle efekty specjalne robią (robiły) wrażenie, ale sam klimat tego filmu. Zresztą oprócz kultowych wypowiedzi typu " I'll be back " to historii przeszły też niektóre ujęcia, jak na przykład scena gdy android oczyszczony w ogniu z niepotrzebnego mu ludzkiego ciała rusza w pełnej krasie wykonać swoje zadanie. Ech, to się pamięta nawet po 30 latach !