Obejrzałem przez przypadek, nie mogłem zasnąć. I dobrze, oglądanie sprawiło mi wielką frajdę, świetnie opowiedziana historia, mimo nieco archaicznego aktorstwa i prymitywnych efektów to świetny film. Dla odmiany dzień później obejrzałem Darmozjada polskiego, nie wytrzymał konkurencji.
Mnie trochę śmieszyły tony szczegółów, w których film mijał się z logiką i zdrowym rozsądkiem (pościg, w którym uciekający lepszym samochodem uzyskuje sporą przewagę nad goniącymi, ale oni i tak go doganiają; pomysł Bauma, żeby organizacyjnych egzekucji dokonywać w najbardziej absurdalny sposób [przez wybuch bomby w zamkniętym pomieszczeniu]; to, że detektyw najpierw oszalał i nawet Lohmann nie mógł z nim nawiązać kontaktu, a potem na dźwięk nazwiska Mabuse nagle w pełni odzyskał zmysły; fakt, że Baum postradał zmysły po spaleniu fabryki -- ?? -- i że uciekł do swojego szpitala; a jeszcze bardziej ten, że w szpitalu zaraz wparował do celi detektywa chcąc go zabić: przecież detektyw był płotką i zupełnie marginalną postacią z punktu widzenia operacji Bauma (aż dziw, że zwyczajnie nie zlikwidowano go po dopadnięciu, tylko ograniczono się do pozbawienia go zmysłów); itd., itd.). Walorami tego obrazu są natomiast styl i klimat -- atmosfera grozy budowana środkami tamtej epoki może miejscami wywoływać uśmiech, ale na mnie i tak to wystarczyło, i skóra mi lekko cierpła :) (... no cóż, nie jestem weteranem horrorów -- filmów grozy raczej unikam). Największym zaś jego atutem i czymś, co podnosi go do rangi dzieła sztuki jest sposób, w jaki metaforycznie opisuje on de facto metodę, jaką do władzy doszedł Hitler.