Erotyk z rodzaju tych, które lecą późno w nocy na kablówce. Realizatorzy softcore dawno już zrezygnowali z osobistego stylu, a ich filmy wyglądają bardzo podobnie, tzn. jak historyjki Playboya rozciągnięte do rozmiarów pełnometrażowych. W takiej sytuacji sukces danego obrazu nie zależy od oryginalności (żaden nią nie grzeszy), lecz od atrakcyjności aktorów i aktorek. Nie bez znaczenia jest także odpowiednio pikantna treść - niezbyt wyrafinowana, ale i nie przekraczająca granicy, za którą zaczyna się nuda.

Po TESTING THE LIMITS sięgnąłem ze względu na występującą w nim Lorissę McComas, seksowną gwiazdkę softcore i rozchwytywaną modelkę. Tutaj gra Kristin, będącą - o dziwo! - topmodelką, obsypywaną przez wielbiciela drogimi prezentami. A to złota obrączka, a to limuzyna pełna róż... Jednak nie tędy droga do serca dziewczyny, która nade wszystko pragnie szczerego uczucia (vide teledysk Madonny "Material Girl"). Tak więc, mimo iż do zbliżenia dochodzi, nadziany adorator jest na przegranej pozycji. Prawdziwą miłość Christina odnajdzie na łonie natury, tzn. podczas sesji zdjęciowej w wiejskiej willi.

Historia Kristin najbardziej zapadła mi w pamięć, ze względu na Lorissę rzecz jasna, lecz tytuł filmu odnosi się do wątku równoległego. Młodemu małżeństwu psuje się samochód, w związku z czym trafiają do willi, w której rezyduje już Christina oraz fotografująca ją Jan (biseksualistka z nienasyconym apetytem seksualnym!). Zmysłowa atmosfera urokliwego miejsca udziela się wszystkim, ale Mike nie jest skłonny do "testowania granic" w takim stopniu jak jego żona. Jaki wpływ będą miały erotyczne zabawy Toni dla przyszłości jej małżeństwa?

Fabuła jak fabuła, ujdzie w tłoku. Wszyscy wykonawcy są urodziwi, podczas scen erotycznych naprawdę między nimi iskrzy. Czyli wszystko OK, jest na co popatrzeć.