Film raczej dla fanów książki. Mimo, że Rand skupiła się bardziej na wątku miłosnym Howarda i Dominique, to filozofia obiektywizmu nie schodzi na dalszy plan. Niestety pozostałe postacie (Keating, Toohey, Wynand) pokazane są dosyć przekrojowo, przez co nie są już tak wyraziste jak w powieści. A szkoda, bo film mógłby na tym sporo zyskać. Na plus wychodzi zdecydowanie dobór obsady (chociaż moim zdaniem Cooper był zdecydowanie za stary na swoją postać) i świetnie przedstawiona mowa końcowa Roarka w sądzie.
Film moja szybko, ale pozostawia spory niedosyt (w końcu nie jest przeczą łatwą przeniesienie na ekran 900 stronicowej powieści). Dla ciekawych twórczości Ayn Rand polecam raczej przeczytanie książki.
Nie jest rzeczą łatwą, a na pewno nie w czasie poniżej 2 godzin...
Dodałem do oczekiwanych, tak z ciekawości.
Kocham tę powieść, ale po obejrzeniu ekranizacji "Atlasu..." trochę się boję, że mogę się zdenerwować. Książkę już od kilku lat czytałam wielokotnie, ale dopiero niedawno dowiedziałam się o istnieniu filmu.
Odradzam. Moim zdaniem, przyzwoite przeniesienie tej książki na ekran jest niewykonalne między innymi przez to, że scenografia starzeje się, w odróżnieniu do opisu, więc filmowe dzieła Roarka po kilkudziesięciu latach raczej śmieszą, a miały powalać. Śmieszą też sceny przepełnione wyrazistymi emocjami wzmocnionymi budującą napięcie muzyką z połowy ubiegłego wieku - zabiegi dzisiaj do obejrzenia już tylko w kiepskich telenowelach wenezuelskich. Również źle, według mnie, zagrana Dominique Francon, podobnie jak źle zagrana Dagny Taggart w ekranizacji "Atlas shrugged".
Jakieś nieporozumienie, nie? Może w tamtych czasach była tendencja na granie tak... mdlejąco. Roark też nieudany.