Film - sensualne cacko, drobiażdżek, bardzo kameralny, bliski kilku bohaterom (kamera dosłownie „wchodzi” w twarze aktorów) i subtelny.
Fabuła do nakreślenia w dwóch zdaniach, nie ma w niej nic specjalnie odkrywczego. Oczywiście siłą są bohaterowie, zagrani wspaniale - nie ma tu nic z uników, fałszu, widać że aktorzy grają całym sercem i z odważnie. To co w tym filmie robi Jamie Lee Curtis i Pamela Anderson naprawę wywołuje ciarki.
Główna bohaterka to archetyp przebrzmiałej seksbomby i sławy; żyjącej ciągle świetnością dawnej kariery i blichtru, która poświęciła dosłownie wszystko dla rewii, w której pracowała całe życie. Teraz dosłownie zostaje zwolniona, zepchnięta na margines, bez pieniędzy, planu na emeryturę, wsparcia - niczego poza marzeniami i światłami Las Vegas. Kilkoro rozbitków koło niej daje jakąś namiastkę emocjonalnego wsparcia, ale właściwie wszyscy jadą na tym samym wózku bezwzględnego show-biznesu - każdy o krok od upadku w totalny kryzys.
Bardzo subtelnie i bez zbędnych słów nakreślone relacje z córką i jedynym męskim bohaterem - Eddim, postacią mocno niejednoznaczną i zaskakująco delikatnie zagraną przez Bautiste. Bohaterka mimo wszystkich trudności i widma naprawdę mrocznego „końca” do końca wybiera wiarę w marzenia, sztukę i wierność pasji - co i wzrusza, i irytuje, ale też wprawia w słodko-gorzki podziw czy nawet zazdrość? Ciężko to ująć, co jest dużą siłą tego filmu. Zdjęcia są przepiękne, podobnie jak muzyka, zbliżenia, praca kamery. Wreszcie wybór przedziwnych zakamarków Las Vegas - zaplecza, zniszczone stacje benzynowe, wiekowe bary, kasyna, autostrada za lotniskiem. Wszystko to „wielokanałowo” oddaje nastrój filmu, czyli przemijania, degradacji, ale też ulotnego piękna, glamouru, czarownej oldskulowej rozrywki czyli rewii showgirls. I to jednocześnie. Jedyne co dla mnie jest na duży minus to końcówka - wszystko zostaje powiedziane, domknięte łopatologicznie i prostacko. Szkoda.
Film myślę że trafia dopiero od pewnego rocznika w peselu ;)