3,5 14  ocen
3,5 10 1 14
The Most Dangerous Game
powrót do forum filmu The Most Dangerous Game

Obiektywnie, zapewne ten film nie zasługuje na ocenę 1, może na 2, w porywach na 3, ale moralnie absolutnie należy mu się pała bo jest to przykład typowego skoku na kasę i realizacji filmu, który nikogo z twórców nie obchodził. Dostarczyli produkt, który trzeba wepchnąć w gardło widzom, mając jednocześnie kompletnie wywalone na to jak ten produkt wygląda.

Typowy niskobudżetowy produkcyjniak gdzie 90% budżetu poszło na nazwiska w obsadzie. No i faktycznie, jak na coś co wygląda tak biednie, jest bogato, głównie za sprawą dwóch panów, a są to Bruce Dern i Tom Berenger. Celowo nie wymieniam Judda Nelsona bo ten buja się od dawna po różnych bardzo biednych filmach, kasując czeki. Casper van Dien, to już w ogóle oddzielna historia, gość, który całą swoją karierę zbudował na byciu przystojnym, młodym i wysportowanym, co zaowocowało rolą w wysokobudżetowych 'Żołnierzach Kosmosu' i niestety, tymi wszystkimi szmirami, które przyszły potem. Van Dien na tym jednym cholernym filmie kapitalizuje do dziś, chociaż aktorsko jest absolutnie tragiczny. Tutaj gra Niemca, próbuje mówić z niemieckim akcentem, co wprawia widza w okrutne zażenowanie bo są to próby skrajnie nieudolne, co w połączeniu z kompletnym brakiem zdolności aktorskich daje nam taką mieszankę, że nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać.

Wracając jednak do dwóch panów. Bruce Dern pojawia się na samym początku filmu. Siedzi w fotelu i mówi kilka zdań. Z tej rozmowy dowiadujemy się, że akcja tej sceny ma miejsce na statku, co jest kluczowe bo w następnej scenie bohaterowie są już na 'wyspie' w pomiętych koszulach, znaczy się, rozbitkowie! Derna już nie zobaczycie, utonął ma się rozumieć, razem ze statkiem, któego nigdy nie zobaczyliśmy. Tak sobie myślę, że jednak dla wizualnej wartości filmu lepiej by było zrobić chociaż jedno porządne ujęcie cgi statku niż zatrudniać Derna do tego krótkiego i nic nie znaczącego dla filmu i jego bohaterów epizodu, ale wiadomo, lepiej brzmią napisy początkowe z 'with Bruce Dern' niż 'with cgi boat'. Dobrze, że chociaż Berenger pojawia się na nieco dłużej i coś tam ma do grania przez te 5-10 minut kiedy jest na ekranie.

Ogólnie rzecz biorąc film jest nieoglądalny pod prawie każdym względem. Aktorsko, tragedia, a główną rolę powierzono jakiemuś amatorowi, podobno znanemu komuś tam w Ameryce z jakiegoś reality show. Fantastycznie. Nie dość, że gość jest totalnym drewnem, to jeszcze dowalili mu backstory jak dla fachowego aktora, jest byłym żołnierzem, PTSD, te sprawy. Aha, scena flashbacków z bycia żołnierzem też jest wyborna. Gość biegnie w mundurze przez ten sam las, w którym kręcono resztę filmu, rzuca się na ziemię, przewraca, słychać odgłosy strzałów, pojawiają się komputerowe wybuchy i latające pociski, on wpada do okopu. Zabrakło pieniędzy, na choćby kilku statystów w mundurach. Walić, mamy Bruce'a Derna, pieniądze się skończyły, więc wojna będzie jednoosobowa. "I tak przez cały film. Trzech ludzi jest ścigana przez dwójkę ludzi. Jeden to baron grany przez Van Diena, a drugi to jego ruski przydupas bez języka(sprytnie uniknięto tu kolejnego aktorskiego dramatu bo gość nie wygląda na takiego, który potrafi grać). Ok, ja rozumiem, że ci źli mają po strzelbie, a wśród tych dobrych jest też kobieta(skrajnie nieutalentowana Elissa Dowling wycastingowana zapewne na zasadzie - Bruce Dern i Berenger zgarnęli nam budżet, znajdźmy laskę, która zagra za sto dolców dziennie), ale no na litość boską....nasz bohater jest żołnierzem, zna się też na polowaniach i nie może się zaczaić na tego barona? Prawdopodobnie nawet przydupas barona by się z takiego faktu ucieszył bo w końcu to jego pan uciął mu język i jedna scena w filmie sugeruje, że mięty tam raczej między nimi nie ma. No, ale nie przejmujmy się logiką bo tu jeszcze 70 minut filmu zostało, trzeba zatem uciekać przez las jakby gonił nas bóg wie kto. Mało tego SPOILER ALERT nawet po zabiciu przydupasa, gdy baron zostaje sam, oni nadal przed nim uciekają, no nie wierzę.

Reasumując, straszliwe filmowe zło. Ja rozumiem, że tytuł jest już w public domain i można sobie było zrobić film bez scenariusza, ale naprawdę, odrobinę serca przydałoby się w to wszystko włożyć, inaczej rozłożyć budżet i może nie byłby to filmowy ekskrement.