Obejrzałam to właśnie dzisiaj :D I mam wrażenie, że niektórym filmom dałam dziesiątki zupełnie niezasłużenie. TO jest prawdziwa dziesiątka! Przepiękny film... No po prostu arcydzieło :)
http://www.xclusivetouch.co.uk/8-dreaded-words-anyone-relationship-baby-think-im -going-magaluf-year/im-freaking-dead-serious-angry-revenge-gif/ :****
Śmieszą mnie tacy ludzie, którzy wystawiają temu filmowi dziesiątki ponieważ ma sporo nagród i jest popularny. Wybaczcie, ale ten film jest naprawdę przereklamowany: aktorstwo słabe, scenariusz beznadziejnie mdły, zaś reżyseria średnia. Sorry, ale ja w tym filmie nie będę na siłę szukał arcydzieła jak Wy, natomiast średnia wg mnie powinna być jeszcze niższa ale dla filmu z taką opinią!? To już byłaby przesada.
Napisalam gdzies ze lubie ten film bo ma ilestam nagrod? Lubie go, bo mi sie podoba- ot cala filozofia.
Spokojnie, twoja strona barykady już od dawna dba o to, aby "Titanic" spadał w rankingu na łeb, na szyję. Więc twoje upragnione marzenie się spełni. Jak dobrze pójdzie (czyt. nikt tego nie zaniedba), to może za ok. 10 lat ten film będzie miał średnią poniżej 7.
"Titanic" rocznie spada o mniej więcej 100 miejsc. Po zmianach, ci którzy są odpowiedzialni za to zjawisko są prawdopodobnie niepocieszeni, ponieważ obecnie nie można zobaczyć miejsc poniżej 500-ego. Mogą się jedynie napawać malejącą średnią.
Mnie śmieszą malkontenci, który bez ustanku jojczą i wytykają innym oceny oraz tacy, którzy bawią się rankingiem. - Ogólnie istna dziecinada.
"Śmieszą mnie tacy ludzie, którzy wystawiają temu filmowi dziesiątki ponieważ ma sporo nagród i jest popularny."
A mnie śmieszą ludzie tacy jak ty, którzy twierdzą, że inni coś robią, bo jest popularne.
Kiedy ja oglądałam ten film po raz pierwszy, takich słów jak "popularne" czy "modne" nie było w naszych słownikach. Ale co ty możesz o tym wiedzieć. Pewnie albo cię wtedy na świecie nie było, albo robiłeś jeszcze w pieluchę.
Film ma ładną scenografię, zdjęcia, dobry dźwięk, montaż i piosenkę śpiewaną przez Celine Dion, ale pomijając samą katastrofę Titanica, scenariusz jest sztampowy i naiwny - rodzice głównej bohaterki nie słuchają córki, a ta zakochuje się w kimś z innej warstwy społecznej. Spodobało jej się, jak on rysuje, więc już zaraz po tym, jak się poznali, chciała, żeby narysował ją w samym naszyjniku, gdy ona będzie pozować mu nago. A co gdyby okazało się, że on jest maniakiem seksualnym i że spróbowałby ją zgwałcić, gdy ta się rozbierze? Nie mogła tego wiedzieć, bo prawie nic o nim nie wiedziała. Za szybko się na to zgodziła. Później, gdy Rose mogła się uratować, zeskoczyła z szalupy ratunkowej z powrotem na pokład tonącego statku - to było idiotyczne z jej strony, bo mogło ją kosztować życie. Na koniec Jack zgodził się pozostać w lodowatej wodzie i umrzeć z wychłodzenia organizmu, byle tylko Rose przeżyła - przecież on znał ją trzy dni i już zgodził się oddać za nią życie. To absurd.
Sam moment zatonięcia Titanica został dobrze przedstawiony, ale ten wątek miłosny między Rose a Jackiem był w sumie niepotrzebny. Już lepiej by było, gdyby film skupił się na tym, że większość ofiar to pasażerowie trzeciej klasy, a zdecydowana większość ocalałych to pasażerowie pierwszej klasy.
Owszem, jezeli patrzec na to z tej perspektywy, to film sporo traci. Ale przyznam, ze ogladajac go skupilam sie na tym, co konkretnie sie dzialo na ekranie. I to mi sie podobalo :) poza tym dopiero po obejrzeniu Titanica dowiedzialam sie, ze oni sie znali tylko te kilka dni. Wedlug mnie film kompletnie nie daje tego odczuc. A co do tego rysowania, to prawdopodobnie dosc naiwny argument, ale w tamtych czasach byl jakis taki wiekszy szacunek wobec kobiet i osob wysoko postawionych. I moze sie myle ale nie wydaje mi sie zeby jack odwazyl sie jej cos zrobic. No i przeciez tam zwrocono uwage na to, ze trzeciej klasy nie ratowano tak sprawnie jak pierwszej. Moze to pomniejszenie tego watku mialo znaczyc, ze biedni ludzie naprawde mieli wtedy bardzo male znaczenie.
Tak czy inaczej, "Titanic" jest w 3/4 opowieścią typu "Romeo i Julia", a tylko w 1/4 odtworzeniem historii o katastrofie Titanica. Jest filmem całkiem dobrze zrobionym, tylko że widzowi trudno utożsamiać się z którymkolwiek z bohaterów. Rose to typowa zbuntowana nastolatka, a jednocześnie romantyczka, często postępująca lekkomyślnie, trochę jak Ariel z "Małej Syrenki". Jack to opiekuńczy, utalentowany biedak dorabiający grą w karty, ale nałogowy palacz; poza tym widzowie dowiadują się o nim stosunkowo niewiele. Dużo lepiej poznajemy Rose. A tak swoją drogą, to dość dziwne, że Calowi pozwolono wnieść na pokład pistolet, z którego mógł otworzyć ogień do Rose i Jacka - cóż, widać wtedy nie zdarzały się porwania statków pasażerskich.
Oczywiście, że Jack nie odważyłby się nic zrobić Rose, bo nie byłoby całej romantycznej historii. :) Przecież Jack i Rose przeczytali scenariusz. :)
Scena, w której Rose trafiła siekierą prosto w kajdanki, była dosyć naciągana i naiwna, ale w sumie żaden to rażący błąd. Bardziej rażące było wyskoczenie przez nią z szalupy - wbrew instynktowi samozachowawczemu. Gdyby została w szalupie, nie znalazłaby się w lodowatej wodzie i nie przemarzła straszliwie, tak że nawet nie miała siły krzyczeć w kierunku łodzi poszukiwawczej.
Oczywiście Rose mogła być zafascynowana Jackiem, jednak generalnie kobiety, myśląc o stałym związku, mają bardzo długą listę wymagań i oczekiwań wobec potencjalnych partnerów - to dużo więcej, niż zdążył wykazać Jack podczas ich tak krótkiej znajomości. Mało która kobieta chciałaby za życiowego partnera kogoś kto nie ma dobrej pracy ani zapewnionych dobrych warunków do wychowywania dzieci. Jednak przyznaję, jest to romantyczna, ładna historia, podobnie jak historie znane z baśni przenoszonych nieraz na ekran przez Disneya. Ta historia wcale nie musiała mieć miejsca na pokładzie Titanica - mogła mieć miejsce gdziekolwiek, np. w Londynie, Paryżu, Rzymie itd.
Tak, wiem, że zwrócono uwagę na to, że trzecią klasę dyskryminowano również przy ratowaniu jej - tylko że uwaga filmu skupia się na wątku miłosnym, a nie na katastrofie. Równie dobrze film mógłby mieć tytuł np. "Jack i Rose", "Mezalians", "Zakazane uczucie", "Arystokratka i rysownik".
Przesłanie filmu generalnie jest takie, że bogacz często jest bezdusznym, samolubnym łotrem, a biedak często jest wrażliwym, odpowiedzialnym i pełnym szacunku romantykiem. Jest to przesłanie obecne w filmach, a także baśniach, od bardzo dawna (ile to baśni braci Grimm nie zawiera postaci złego, okrutnego bogacza i dobrego, szlachetnego biedaka), nie ma w nim nic złego, po prostu nie jest niczym nowym. James Cameron w "Titanicu" powtarza schematy dobrze znane z mnóstwa innych filmów, wplatając je do tematu o katastrofie Titanica, dostaje gigantyczny budżet na produkcję filmu, na najwyższej jakości zdjęcia, scenografię, muzykę, charakteryzację, montaż i kostiumy, i oto mamy przepis na wielki, kasowy hit.
Podobnie "Avatar" jest pełen dobrze znanych schematów ze starym jak świat, oczywistym przesłaniem o dobrych dzikusach, tyle że władowano w niego tyle kasy na efekty specjalne, zdjęcia, montaż itd., że - ponownie - mamy przepis na wielki hit.
Pod tymi względami te dwa filmy Camerona są do siebie podobne.
Podsumowując: "Titanic" to dobry film, jednak nic odkrywczego, świeżego ani przełomowego. Osobiście oceniam go na 7/10, może 7,5/10. Ew. mogę zawyżyć ocenę i dać 8/10 za naprawdę ładną piosenkę Jamesa Hornera "My heart will go on" śpiewaną przez Celine Dion.
inteligentne dyskusje, a mam nadzieję, ze ta taka jest nie tylko według mnie, mają to do siebie, że mogą trwać i trwać, ponieważ nikt jej nie utnie argumentem w stylu ''nie masz racji bo nie''.
Więc powiem tak. Masz zupełną rację, że ta historia mogła się wydarzyć gdziekolwiek, ale ze wydarzyła się akurat na Titanicu daję jej coś bardzo... no nie wiem, coś wciągającego, chociaż nie jestem pewna, czy to akurat przez ten statek. Ale spójrz na to z tej strony: to nie jest dokument, tylko fikcyjna historia. Może to skupienie się na Jacku i Rose to celowy zabieg? Może chodziło o opowiedzenie właśnie tej historii? O takie mocne przybliżenie tej malutkiej, jednej z kilku tysięcy historii, które płynęły na Titanicu? Tak przy okazji, wiem, ze to jest fikcja. Naprawdę to wiem. Kontynuując, nie uważam, że to, ze katastrofa Titanica nie jest w sumie głównym wątkiem filmu, przynosi mu jakąkolwiek ujmę. Ponieważ to jest film o Jacku i Rose tak najogólniej mówiąc, a tytuł ma jaki ma, bo Zakazane Uczucie brzmi jak tytuł latynoskiej telenoweli (moje pierwsze skojarzenie, naprawdę nie chcę Cię tym urazić). Takie na przykład Milczenie owiec przecież wcale nie jest o owcach. Może to jest zły przykład, ale jak się uprzeć, to zasada podobna.
Reasumując, patrzymy na ten film z dwóch różnych stron, więc trudno, żebyśmy się ze sobą uroczyście zgodzili. Nie mniej jednak bardzo miło jest prowadzić konwersację odmienną od tej, którą miałam okazję rozpocząć i na szczęście szybko zakończyć z panem Krystianem2001 tam na górze.
Pozdrawiam :)
Aha, też kocham tą piosenkę ;)