Wszyscy tak szaleją za tym filmem i prawie każdy na tym forum daje 9 lub 10, wiec postanowiłem kiedyś go obejrzeć i... wrażenia na mnie nie zrobił. Wiem, ze to klasyk, ale mnie jakoś zbytnio odpychało od postawienia dobrej oceny temu filmowi. Wątek miłosny typowo mdły i nieoryginalny (ile razy widzieliśmy już młodzieńcze historie miłosne na tle wielkiej katastrofy), z kolei postacie jednowymiarowe (jedynymi którzy jakoś mi zapadli w pamięć to Pan Andrews oraz Molly Brown i nikt poza tym). Mimo, iż nie lubię tego filmu to nie będę krytykował jego fanów i pozwolę im go lubić. Niestety, ale dla mnie to niczym się nie różni od innych romansideł dla młodych ludzi. 5/10
To nie jest takie sobie romansidlo, to dramat katastroficzny, wiesz co, ogladnij sobie ten film jeszcze raz bo cos z tb jest nie tak…
Wiesz, zależy to od nastawienia. Dla mnie romans Rose i Jacka to jedynie "spoiwo" fabuły, a najważniejsze jest przedstawienie ludzkiej tragedii.
Dokładnie! Ten film powinno oceniać się pod każdym względem. Wiecie ile ludzie włożyli w to pracy i pieniędzy! To jest arcydzieło, i nie powinno to podlegać dyskusji, Titanic jest arcydziełem tak jak Władca Pierścieni, czy Gwiezdne wojny.
Niestety, ale większość ludzi jakoś uwzięło się i patrzy tylko na ten wątek miłosny, dobrze tutaj jest ujęte "romans Rose i Jacka to jedynie "spoiwo" fabuły" i tak powinno się to postrzegać a ocenę dawać za całość, a nie za historię jaka się w filmie pojawiła, bo nie o to tu chodzi.
Wątek romantyczny jest potrzebny, by można było się łatwiej utożsamić z główna postacią i poczuć stratę kogoś bliskiego w tej katastrofie. Lepiej by było, gdyby jeden przyjaciel utracił drugiego? I o czym byłby cały film? Płynie Titanic, płynie, nagle bum, góra lodowa, godzina dwadzieścia filmu wszyscy toną, kilka łez tych co przeżyli i napisy końcowe.
Skończ te żałosne teksty. Każdemu, kto ma inne zdanie niż ty (celowo napisane małą literą, ze względu na brak szacunku), piszesz, że jest hejterem. Daj spokój. I tak każdy tu wie, że jesteś niziną intelektualną i zakałą naszego społeczeństwa. Wiem, że z twoim ilorazem inteligencji wysokości temperatury pokojowej, możesz tego nie rozumieć, ale wyobraź sobie, że komentarze są po to, aby zawrzeć w nich swoją opinię na temat obejrzanego filmu. A opinia niekoniecznie musi być pozytywna (wiem, to dla ciebie tak wielki szok, jak kiedy w zeszłym roku dowiedziałeś się od mamy, że Mikołaj nie istnieje).
Przy okazji, dla innych czytających ten komentarz, zacytuję pierwsze zdanie twojej ostatniej wypowiedzi na swym beznadziejnym blogu: "czesc dzis mi sie nudzilo i weszlem w neta".
Do ciebie: jeśli chcesz, odpisuj sobie, co chcesz. I tak to jest ostatni komentarz, który do ciebie piszę.
Do innych ludzi: nie piszcie, proszę, że jestem beznadziejny czy chamski, pisząc takie komentarze, ale ten gość naprawdę na to zasługuje. Natknąłem się na jego komentarze już 23400 razy - nikt nie może się swobodnie wypowiedzieć, bo ten patałach się wcina ze swoim: "Nie hejtuj.", "Przestań hejtować.", czyli inaczej mówiąc: "Nie nienawidź." "Przestań nienawidzić".
Witaj Kotek_haker. Pozwól, że dodam kilka słów od siebie.
Czytając te wypociny, jakimi nas częstujesz, odnoszę wrażenie, że to ty masz osiem lat. Jeśli uważasz się za osobę dorosłą, dojrząłą, to tak też powinieneś formułować swoje zdania, niestety ty usilnie starasz się udowodnić, że jednak tak nie jest, nie stosując się do zasad gramatyki oraz używając choćby takich wyrazów, jak: "se", "weszłem", "hejtować", czy "pozdro"; a także wyrażeń w stylu: "głupi frajerze". Co więcej, czepiasz się drugiej osoby, że cię wyzywa, a to ty jako pierwszy obraziłeś swojego interlokutora, dyskutanta, rozmówcę i mojego przedmówcę, nazywając go "idiotą", a tym samym uprawniając do równie chamskiej odpowiedzi.
Mylisz się niezmiernie, zabraniając innym osobom na wyrażanie swojego zdania na temat danego filmu, gdyż w wolnym kraju, takim jak Polska, każdy ma do tego prawo, a że nie każdemu koniecznie musi podobać się jakaś produkcja filmowa, to ma prawo napisać negatywny komentarz na jej temat. To, że tobie podoba się ten film, to wcale nie oznacza, że innym także się spodoba, ponieważ każdy ma inny gust i każdy ocenia filmy we własnym zakresie. Nawet najwybitniejszy film nie trafia w gusta wszystkich widzów, a film "Titanic", mimo iż jest stosunkowo dobrym filmem, to jednak nie jest na tyle wspaniałym dziełem, by wszyscy musieli go wielbić. Szanuję twoje zdanie na temat tej produkcji, ale uważam, że powinieneś zachować je dla siebie, dopóki nie nauczysz się akceptować odmiennego zdania drugiej osoby.
PS. Dla jasności, mnie ten film także nie porywa.
Zgadzam się! Nie uważam to za najgorszy film na świecie, ani nawet za najgorszy film Camerona ("Avatar" jest wiele gorszy), jednak fakt że tylu ludzi ten film uwielbia to jakiś nieporozumienie! Dawno nie widziałem tak nudnej i tak zwyczajnej historyjki miłosnej (dla mnie to ten sam poziom co "Zmierzch"). To jest po prostu historia, którą wszyscy już znali wcześniej, tyle że osadzona na tle wielkiej katastrofy.
Na razie u ciebie dopatrywać się można znamion "hejterstwa" (patrz 2 powyższe wypowiedzi w tym wątku).
No coz,wiele osob probuje byc na sile kontrowersyjnymi,wlasnie w takim stylu : "wszystkim sie podobal,a mnie nie".
Mozna zrozumiec,ze nie podobal Ci sie watek milosny.Mozna zrozumiec,ze nie podobal Ci sie scenariusz.Ale nie sposob zrozumiec,ze mozna nie doceniac rozmachu z jakim film zostal zrealizowany.Filmy Camerona maja to do siebie,ze sa wymyslone od A do Z i zrealizowane w 100% krok po kroku.Ten film jest pod wieloma wzgledami wzorcowy i wydaje mi sie ze zasluguje na wysoka opinie przede wszystkim ze wzgledu na rozmach wlasnie.Ale zagrany jest rowniez swietnie,jesli ktos tego nie zauwaza,to moim zdaniem powinien pozostac przy serialach w TVP.I jedna rada,tego typu filmow nie wolno ogladac na malym ekranie.Tylko kino lub kino domowe [prawdziwe].
Próbowałem obejrzeć ten film z dwa razy. Nie wciągnął mnie. Pewnie to co zaraz napisze spowoduje falę ataku na mnie. ale bywa.
kryst 007 napisałeś :,,Wszyscy tak szaleją za tym filmem i prawie każdy na tym forum daje 9 lub 10(...)" lepiej jest to sprecyzować, że szaleje za nim w 90% płeć piękniejsza, taka prawda. Większość panów, którzy oglądali ten film, oglądali ze względu na was drogie panie.
Jest naprawdę jest duża, liczba takich samych filmów o tematyce romansu dwojga ludzi z różnych sfer.... a, że w cieniu wielkiej tragedii? Przy pewnych zmianach, można by było zmałpować wątek i fabułę i osadzić to w dzień zamachu z 11 września. i niczym by się to nie różniło .....
Nie krytykuję, bo filmy tego typu, odzwierciedlają tego czego pragną kobiety , i siłą rzeczy ten przez długi długi czas będzie jednym z najbardziej kasowych filmów, bo będzie zachwycać połowę populacji Ziemi ;)
A po co te wyzwiska od razu? :P Kto " kolekcjonowaniem hejterów wojuje, ten od kolekcjonowania hejterów ginie" ;p W mojej wypowiedzi nie ma niczego co by można było nazwać " hejtem" - stwierdziłem jedynie fakty, i przedstawiłem swój punkt widzenia, i nie obraziłem filmu.
Przy okazji hejtownia odsyłam do definicji ;) : "jeśli ktoś hejtuje kogoś (rzadziej coś), to źle o nim pisze, obraża go, nie zamieszczając przy tym żadnej konstruktywnej krytyki"
:P
Wiesz, możesz nie gustować w romansach (było już ich sporo) Romanse mają to do siebie że łatwo popadają w kiczowatość. Jednak myślę że z filmem "Titanic" jest inaczej. Wątek Jacka i Rose jak słusznie zauważył jeden z użytkowników to spoiwo. Bardzo ważne dla takiego filmu. Powiedz mi czy byś przeżywał tak bardzo tragedię Titanica gdybyś patrzył na tysiące ludzi którzy zamarzają w lodowatej wodzie. Nie sądzę. Gdy słyszysz "Titanic - zgineło 2200 osób" - rusza cię to? Bo jak ja słyszę że giną osoby, to mimo tego że wiem iż przeżywają straszną tragedię, nie potrafię przeżywać ich bólu i cierpienia. Gdy patrzymy na bohatera w filmie (który posiada jakąś osobowość) i widzimy iż cierpi, cierpimy również. A dlaczego romans? Myślę że to z powodu romantyzmu jakim są owiane legendy o Titanicu. O niespełnionej miłości, która zrodziła się na niezatapialnym statku, który okazał się być zatapialny. Ja lubię romanse, ale dobre, takie jak Titanic. Nienawidzę natomiast kiczowatych romansideł z których aż sztuczność wypływa. Tak samo nienawidzę też komedii romantycznych, które mają się nijak do rzeczywistości. Romans to sztuka, którą trudno utworzyć. Według mnie jednak udało się to osiągnąć Cameronowi.
"Titanic" to jeden z tych filmów, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Miałem 7 lub 8 lat, kiedy widziałem go z Rodzicami po raz pierwszy. Ten seans nadal jest w mojej pamięci, jako niezapomniane przeżycie. Jak wiadomo nie byłem wtedy wytrawnym koneserem kina dramatycznego, więc film wywarł na mnie ogromne wrażenie. Byłem tak zachwycony, że wszystkich dookoła zamęczałem opowieściami o "Titanicu". Wtedy nie wiedziałem, że ta historia jest banalna. Nie wiedziałem, że "to już było". Nie wiedziałem, że jest przesłodzony. W ogóle mało wiedziałem. Nie potrafiłem ocenić filmu inaczej niż przez pryzmat prawdziwych, dziecięcych emocji. Kierowałem się sercem, a nie rozumem i doświadczeniem. Gdybym miał wtedy konto na Filmwebie to pewnie wystawiłbym murowaną dziesiątkę. Później dorosłem, obejrzałem setki filmów i odkryłem, że ten cały "Titanic" to jakiś banał dla nastolatków - zgadzałem się z rówieśnikami, z którymi poklepywaliśmy się po plecach i innymi "krytykami" kina powtarzając, że jest to film pozbawiony oryginalności, intelektualnej głębi, moralizatorskiego przesłania dla świata, bez polotu w formie, a w treści to już w ogóle... Nawet efekty specjalne nie robiły na mnie już żadnego wrażenia. Nie widziałem w nim już niczego pociągającego; kojarzył mi się z obciachem, z "boskim" DiCaprio, który dla mnie był obrzydliwy, ze sceną na dziobie i patetyczną muzyką, której nie mogłem już słuchać. Kiedy założyłem konto na Filmwebie wystawiłem mu ocenę 6, żeby z jednej strony nie przesadzić z krytyką klasyka, a z drugiej nie narazić się na śmieszność w środowisku wielbicieli kina. Przez kolejne lata obejrzałem kolejną "setkę" hollywoodzkich produkcji, określiłem się gatunkowo, dojrzałem. Wiedziałem już, co mi się podoba, co nie. Wiedziałem, czego oczekuje po kinie. Wiedziałem, jakie ujęcie jest dobre, gdzie realizatorzy "pojechali" z montażem, a w których momentach scenariusz lekko kuleje. Prawie na nic się to wszystko zdało, bo cała moja wiedza, doświadczenia i "profesorskość" w temacie kina legły ostatecznie w gruzach. W ostatnich dniach, w wieku 27 lat, obejrzałem "Titanica" po raz drugi lub trzeci (już nie pamiętam, czy widziałem go w międzyczasie). Film wywarł na mnie dokładnie takie samo wrażenie, jak przed dwudziestu laty. Może nawet większe, bo patrząc przez pryzmat tych wszystkich filmów, które w tym czasie widziałem, wreszcie dorosłem lub po prostu dojrzałem do tego, żeby w ocenie filmu pokierować się nie tylko rozumem i osobistą ambicją, ale i sercem. A "Titanic" chwycił mnie za serce bardziej niż wszystkie inne, doskonałe i ambitne filmy, które widziałem. Doszedłem do wniosku, że taki obraz nigdy już nie powstanie, bo nastąpiło pewne przewartościowanie wśród widzów i twórców współczesnego kina. Cieszę się niezmiernie, że moje filmowe życie zaczęło się wraz z obrazem, któremu po tak wielu latach, w pełni świadomie, zmieniam ocenę na "10".
to nie romansidło a romans w cieniu jednej z największych morskich katastrof jest to dramat katastroficzny... to tak jakbyś na Romeo i Julię powiedziała romansidło na polskim to byś pałę dostała bo to nie romansidło a melodramat ...