Są ludzie którzy oglądali "Titanic" już z milion razy, i działa na nich już odpychająco. Inni <o zgrozo!> nie oglądali nigdy w życiu i nie wiedzą czym się ludzie tak zachwycają. Ale są też inni, tacy jak ja którzy oglądają już milionowy raz a nadal oglądają od początku do końca z wypiekami na twarzy. Zaczynając od słynnego wyjścia Rose z samochodu a kończąc na zatonięciu "niezatapialnego cudu". Dla mnie film jest dziełem, wtedy gdy grubo po skończonym seansie moje myśli nadal wracają do danego filmu. Historia pokazanych klas na pokładzie Titanica, gdzie jedni wyprowadzają swoje pieski na "siusiu" w miejsce gdzie są Ci drudzy. Historia miłosna która od początku do końca jest tak bardzo autentyczna, że po zakończonym seansie dochodzisz do wniosku że to koniec, że był to tylko film i Rose i Jack'a tak naprawdę nie ma, a ty tak bardzo chciał byś przeżyć taką miłość pomimo wydarzonej 'prawdziwie' tragedii. Tragedia która spotkała tych ludzi jest tak niewyobrażalna i tragiczna, że kiedy przypomnę sobie scenę kiedy już po zatonięciu podczas wyławiania żywych ludzi była zamarznięta kobieta z malutkim dzieckiem to mam łzy w oczach. I przecież to wszystko wydarzyło się na prawdę. Zginęło multum kobiet, dzieci i mężczyzn którzy do ostatniej chwili szukali miejsca na pokładzie aby jak najdłużej utrzymać się na powierzchni. Film jest dla mnie arcydziełem, jest dla mnie hołdem dla tych tragicznie zmarłych ludzi. Oceniając ogólnie film od aktorów i grę po soundtrack i słynną piosenkę "My heart will go one" jest po prostu.. 10/10.