Wielki mi romantyzm... Ukochany ginie w wodzie, a laska płynie sobie na tratwie jakby nigdy nic. A tratwa była wystarczająco duża. A nawet jeśli nie... Wolałbym zginąć razem z ukochaną osobą niż żyć ze świadomością, że dałem jej zginąć. Gdzie tu sens? Poza tym ta ostatnia patetyczna kwestia kapitana Edwarda J. Smitha jest naprawdę komiczna. Z pewnych przekazów wynika, że typek próbował się ratować jak każdy inny. Ogólnie z tragedii zrobiono jakąś ckliwą historyjkę a'la Hollywood. Ten fil jest coraz gorszy z perspektywy kolejnych lat. Młody DiCaprio wypadł naprawdę blado... Niegłupio powiadają, że DiCaprio im starszy tym lepszy. Zdecydowanie wolę Dicaprio w Incepcji czy Django.