Ludzie źle patrzą na ten film skupiając się na nieco tandetnym wątku melodramatycznym. Ten
wątek to może 25% filmu, 75% filmu to okręt jego katastrofa. Wątek romantyczny znajduje się w
tym filmie min. dlatego, że jest on dobrym pretekstem aby pokazać sam okręt, a przede wszystkim
katastrofę. Dzięki bohaterom możemy przenieść się na Titanica zwiedzając jego wnętrza, poznać
szereg postaci historycznych i prześledzić krok po kroku katastrofę. Główni bohaterowie, jacy by
nie byli, sprawiają że zatonięcie okrętu wzbudza ogromne emocje. Sam film jest quasi
dokumentem bo poza fikcyjnym romansem i szczegółami w rodzaju łapówki lub samobójstwa
pierwszego oficera Murdocha, przedstawia przebieg katastrofy bardzo realistycznie. Orkiestra
rzeczywiście grała na Titanicu do końca, pasażerowie III klasy rzeczywiście zostali zamknięci na
dole, Margaret Brown faktycznie chciała wracać po rozbitków, pasażerowie faktycznie grali "w
piłkę" bryłkami lodu po pokładzie, Guggenheim ze swoim lokalem faktycznie zatonęli jak
dżentelmeni paląc cygara i popijając brandy w najlepszych frakach, Ismay rzeczywiście
zachował się tak jak się zachował i zwiał. To w tym filmie jest piękne. To, że oddaje wszystkie te
postacie i to, że tak realistycznie oddaje to wydarzenie. Titanic Camerona to film, który dzieli pod
tymi względami przepaść od wcześniejszych filmów o Titanicu i ogólnie od wcześniejszych i
późniejszych (aż do 2013) filmów o katastrofach okrętu. I zaryzykuje twierdzenie, że gdy
powstanie kolejna odsłona Titanica, a powstanie, to pod względem wierności historii i pod
względem wykonania technicznego wcale nie będzie o wiele lepsza niż film Camerona. Tu po
prostu nie da się zbyt wiele poprawić.
Titanic powinien być oceniany przede wszystkim jako film katastroficzny i historyczny, a dopiero
potem jako melodramat. W tym pierwszych kategoriach zasługuje bez wątpienia na 10/10. Z
uwagi na znacznie słabszy wątek melodramatyczny oceniam go na 9. I taką ocenę wg mnie
powinien mieć ten film.
Ocenę zaniżają dzieci.
Cameron w setną rocznicę zatonięcia Titanica zorganizował wyprawę, podczas której razem z zespołem badawczym doszedł do wniosku które wątki/szczegóły w świetle najnowszych badań powinny inaczej wyglądać. Ale rzeczywiście były to raczej szczegóły (np. kolory rac).
Ja go oceniam głównie jako film katastroficzny, a że ma dobre aktorstwo (miejscami fajny humor w tle) i świetną muzykę podbijam do pełnej 10! Ale ludzie i tak będą patrzyli na ten film głównie jako masówkę melodramatyczną z wątkiem Titanica, a nie odwrotnie. Bo Romeo i Julia zawsze się sprawdzają.
Tutaj nie mamy przepaści rodowej, tylko klasową (społeczeństwo typu "masówka" zaczęło się pojawiać dopiero po I wojnie), dzięki czemu świetnie można oddać tło historyczne epoki. Od szczytów pierwszej klasy po pokłady bagażowe z kotłownią. Bo jest całkowita rozbieżność światów, w jakich żyją bohaterowie.
Oczywiście są w filmie Camerona jakieś błędy techniczne, ale na tym się zbytnio nie znam, więc nie będę ciągnął tego wątku. Bardziej mnie zastanawia sprawia Californiana, który znajdował się znacznie bliżej Titanica niżeli Carpathia i mógł częściowo zapobiec tak wielkiej katastrofie, jeśli chodzi o liczbę ofiar. Ale o tym też toczą się do dziś dnia dyskusje, czy faktycznie będący bliżej Carpathii parowiec mógł dostrzec "białe światła alarmowe" i usiłować zrozumieć ich przesłanie. Cameron postanowił całkowicie ten fakt przemilczeć.
Zgadzam się z faktem, że tutaj nie da się już wiele poprawić i samo poprawianie nie ma sensu. Myślę, że kino nie sięgnie jeszcze przez lata po ten film. Są pewne tytuły, których chciwe łapska Hollywoodu nie tykają, głównie ze względu na fakt, że są legendy, które chcą trwać wieki. "Titanic" w moich oczach się do tego grona bezapelacyjnie zalicza.
Pozdrawiam!
watek milosny jest mega tandetny..dla mnie numer 1 to tragedia Posejdona ,super film i z ciekawoscia sie go go oglada....
ktos rusza w rejs staktiem ,zna pare godzin kogos i jest to wielka milosc na cale zyie ,to chyba w telenowelach .......jakis taki dziecinny ten watek .....
Akurat w tym nic dziwnego nie widzę. W przypadku większości związków partnerzy znają się od jakiegoś czasu (chyba 70% z badań, których wyniki kiedyś widziałem), ale w wielu przypadkach miłość włącza się praktycznie od razu (30%).
Wiele młodych dziewczyn (Rose ma w filmie 17 lat) marzy o ubogich artystach, a w tym przypadku był to biedny artysta, który był przystojny, miał gadane i uratował jej życie. Dla Jacka Rose była piękną, inteligentną acz nieszczęśliwą arystokratką. Dodać do tego romantyczne okoliczności rejsu największym statkiem w historii przez Atlantyk i jak tu się nie zakochać "od pierwszego wejrzenia"? Wydaje mi się, że wspólne przeżycia umacniają związek i gdyby podobna para rzeczywiście istniała i przeżyła katastrofę pływając na jakiejś szafie, to rozwodu bym nie wróżył. Jak można wziąć rozwód po tym jak się pływało razem na szafie na środku lodowatego Atlantyku? ;)
Wątek ten melodramatyczny był po prostu banalny. To jest główny zarzut. Ale taki właśnie miał być. To nie miał być pod względem fabularnym jakiś ambitny, wymagający film. Wątek melodramatyczny miał być pretekstem do pokazania jak wyglądał Titanic i jak zatonął. Banalny wątek melodramatyczny mimo wszystko, prawie wszystkich chwyta za serce przez co widz identyfikuje się z bohaterami i przeżywa katastrofę od A do B. I to dosłownie do B bo przecież Jack jest ostatnim pasażerem, który stał na Titanicu jak rufa się zanurzała.
Z tego względu w najgorszym wypadku ten element filmu może być traktowany jako drobna wada. Ja powoli skłaniam się do stanowiska, że ta część filmu nawet nie jest wadą. Nie chciałbym aby Titanic Camerona aspirował fabularnie do jakiegoś ambitnego kina. Jeśli miałbym wymienić wady Titanica to akurat nie doszukiwałbym się ich w osobach Jacka i Rose tylko np. w takich rzeczach, że światła powinny zgasnąć po przełamaniu i że nie było sceny, w której oficerowie Titanica zauważyli światła przepływającego w pobliżu SS Californiana. Fajnie byłoby także zobaczyć ujęcie z Californiana na tonącego Titanica. Kiedyś czytałem, że na Californianie widziano Titanica, ale jego załoga wzięła wystrzeliwane race za fajerwerki. Jeśli ten motyw tak wyglądał to warto byłoby go pokazać dla zwiększenia dramatyzmu.
Dobra, też się wypowiem ;)
Pierwszy raz Titanica oglądałam dawno temu, jak miałam 7 lat i stwierdziłam, że to nie jest film dla mnie. Teraz, w czerwcu tego roku powróciłam do niego. Strasznie płakałam, przeżywałam wszystko razem z bohaterami, po skończeniu czułam niedosyt. I z tego właśnie powodu zaczęłam grzebać w necie, szukać faktów o tej historii.
Od razu mówię, że wszystko, co tu przytoczę, może nie być do końca prawdą, bo wiecie co ludzie piszą, a ja sama czytałam to w wakacje, więc mogę to przekręcić, za co z góry przepraszam ;)
Szczerze, to nic dziwnego, że film jest tak dobry. Dlaczego? Bo Cameron nakręcił go przez własną pasję. Długo przed powstaniem filmu zainteresowała go prawdziwa historia Titanica. Dobiegał faktów, aż powstał film. A że miał budżet jaki miał, mógł sobie pozwolić na tą przepiękną scenografię.
Film zachęca do obejrzenia już samą obsadą. Bo DiCaprio i WInslet, do tego Zane i Hill. Nwm jak u was, ale w moim otoczeniu są to znani, a nawet bardzo znani aktorzy. I doceniani. Więc na dobrą grę aktorską można się od razu nastawić. Do tego kostiumy, scenografia, muzyka. Efekty specjalne jak na tamte czasy też są niesamowite. Wiecie, film powstał jak mnie jeszcze na tym świecie nie było (tak, młode ze mnie dziecko) i tata mi co nieco opowiadał jaka to była sensacja, kiedy do kin wszedł. Ile na bilet czekał i ogólnie, żeby go zobaczyć ;)
Ale jak zwykle mam humorki i czegoś mi brakowało. Co nie obniżyło oceny, bo dałam 10 ♥ Brak mi było wątku telegrafistów. Bo to, co było, to nic. Za to w wersji TV z 96 ten wątek został przedstawiony jednak nie do końca tak, jak chciałam. Chodzi mi o ich rozmowę na temat sygnału SOS, o to, że jeden przeżył, a drugi umarł (już nie pamiętam jak, a nie chcę was kłamać). To by było coś.
Brak też Californiana. Bo faktem było, że ten statek ich zauważył i wiedział, że to Titanic. Ale wystrzelali tylko białe race, a czerwonymi wzywa się pomoc, przez co załoga ów statku uznała po prostu, że to rozrywka dla pasażerów. Stąd brak zainteresowania sytuacją.
I to chyba na tyle z tego, czego mi na serio brakowało. No ale musiano coś pominąć, bo ile trwał by ten film?
Teraz coś, co mnie napadło. Historia Murdocha. W rzeczywistości umarł ratując pasażerów trzeciej klasy. Jednak w filmie popełnił samobójstwo. Czytałam gdzieś, że musieli przepraszać, czy tam prosić o pozwolenie jego rodzinę o pokazanie tej sceny w filmie.
Okej, chyba odbiegłam trochę od tematu. Jak dla mnie film przedstawia tragedię ludzką, panikę i tchórzostwo (na przykładzie Ismaya), ale też odwagę i poświęcenie (na przykładzie Jacka) oraz współczucie i gniew (na przykładzie niezatapialnej Molly. W końcu na serio chciała wrócić i nie rozumiała okrucieństwa ludzi). Jest filmem katastroficznym, wątku melodramatycznego nawet nie brałam pod uwagę. Nie twierdzę, że mi się nie podobał! Bo faktycznie umilał oglądanie filmu. W końcu kto nie poleci na parę kochanków? Jednak był banalny, ale mi to nie przeszkadza. Może jeszcze nie do końca rozumiem istotę miłości. W końcu mam tylko 14 lat.
Ymm... a teraz pytanie do założycielki tematu. Dlaczego jesteś pewna, że powstanie kolejna odsłona Titanica? Bo ja np. nie odważyłabym się nakręcić czegoś po tej produkcji. Mimo, iż minęło 16 lat.
Dobra, rozpisałam się, ale mam nadzieję, że mimo wszystko ktoś coś tam przeczyta ;) Pozdrawiam ;*