Film zrobiony z wielkim rozmachem i jak na filmy, które ukazywałe się w tamtym czasie na prawdę doskonały. Efekty specjalne może i nie umywają się do Matrixa, ale treść wyprzedza go o długość promienia Ziemi. Pomimo, że każdy znał zakończenie Cameron potrafi przykuć widza do fotela i zmusić go do obejrzenia dzieła od początku do końca. Opowieść bardzo romantyczna niestety ze smutnym końcem, ale przecież takie filmu zawsze zdobywają "aplauz". Oglądałam film 3 razy. Dwa razy w knie i raz w domciu i nie ma to jak efekty dźwiekowe w kinie. Kiedy statek łamie się na pół - ciarki przechodzą, to może oddaż tylko kino. Scena w wodzie niesamowita, aż się czuje ten przechodzący przez ciało chłód. Ja osobiście cieszę się, że Jack utonął. Przynajmniej ich miłość zginęła w tzw. apogeum. Był tylko jeden wzlot, jakże wysoki i to było piękne. Happy end byłby zbyt Hollywoodzki i cieszę się, że Cameron nie skusił się na ocalenie Jacka. Nie można zapomnieć o cudnej muzyce!!!! Główny motyw (nie piszę tu o Celinie) jest przejmujący i wrzechobecny. Tak przetważany, że można go było wpleść w bardzo wielorakich wątków. Niezapomniany film, który z pewnością zapisze się w historii kina.