Nie wiem, czy trzeba to tłumaczyć. Ale to jeden z tych filmów, gdzie całość dociera do Ciebie dopiero w ostatnich 10 minutach. Na początku ma się wrażenie, że to film o dochodzeniu do prawdziwego siebie, tylko w parze.
Ten film to metafora wspólnego życia i pokonywania codzienności pod przykryciem rutyny.
Codziennie się wstaje i idzie. Wydarzenia po drodze to zwykłe, codzienne sytuacje okryte płaszczem abstrakcji i drogi.
Postacie napisane są tak, żeby mężczyzna zrozumiał mężczyznę a kobieta, kobietę. Na odwrót raczej nie będzie :D Jeden powie, że to kobieta jest problematyczna a druga, że mężczyzna. Pomimo tych wszystkich różnic, wciąż idą bo ważne, że razem.
Do tego zwykłe, bardzo przyziemne dialogi w zasadzie o niczym - coś co dzieje się codziennie.
Ten film nie jest odkryciem, nie pokazuje nic czego byśmy nie znali, zarazem pokazuje to dojrzale, momentami nudnawo, momentami artystycznie - ale czy takie nie jest życie ?
"Codzienny" film z niecodziennym pomysłem, dość dobrą grą i ładnymi zdjęciami. Warto obejrzeć ale bez przesady :)