Pomieszanie z poplątaniem. Ogólnie film miałki a już jako kolejna wersja przygód muszkieterów to wręcz pomyłka. Ale rozmachem, efektami oraz scenami walki nadrabia sporo. Ogląda się miło ( pod warunkiem całkowitego (!) odłączenia logicznego myślenia i wyrzucenia z głowy wersji książkowej), kilka dobrych postaci - Ray Stevenson - niemal jak w "Rzymie", cyniczny Christopher Waltz jak u Tarantino. Mila jak w Resident Evil, przebitki Assasin Creed - czyli jak napisałem na początku - postmodernizm do bólu. Elegancko dobrane postacie, pomysły, role, zgrabnie połączone w kupę. Obejrzeć ku radości i dla odpoczynku. I zapomnieć. Za kunszt łączenia wszystkiego w całosć -> 6/10.
To że współcześnie zrealizowany film z efektami specjalnymi, nie oznacza, że można go zakwalifikować jako postmodernistyczny. Brakuje mi tu przede wszystkim auto-narracji i demaskacji gatunku czy chociażby powieści, bohaterów lub epoki. Zwyczajnie po prostu zrobiono sprawnie film przy użyciu aktualnie popularnych i dostępnych środków technicznych.
Mila ma niesamowity urok i ogólnie fajnie się na nią patrzało, ale ona sama chyba zapomniała, że nie gra w Resident Evil. Te wszystkie akrobacje były po prostu nie na miejscu.
Zresztą w ogóle ten rozmach był niepotrzebny. Muszkieterowie po kilkudziesięciu gwardzistów rozwalają, jak starczyłoby kilkunastu. Strzelanie z działa obrotowego, no i ogólnie te pojazdy latające to już przesada. Za mało płaszcza i szpady było, pościgów na koniach, walk na szable.
Ale chyba faktycznie najbardziej bije po oczach płytkość postaci. Zgadzam się, że tylko Portos i Kardynał wyróżniają się najbardziej i w sumie nie miałbym do nich zastrzeżeń. Tak w sumie to za dużo było bohaterów. Każdemu za mało czasu poświęcono, te ich tragedie to śmieszne były, wątek miłosny d'Artagana na siłę wstawiono(dziewczyna pokochała go za przysługę), a sam chłopak z początku był bezczelny i chamski, że wręcz odpychający. Dramaty wewnętrzne jakoś tak mało obchodziły. W "Człowieku w żelaznej masce" to d'Artagan był postacią tragiczną, a tutaj ten Atos, phi.
Też właśnie problem z tym, że za dużo wersji Muszkieterów już jest. Przeciętny, ale klasyczny "d'Artagan", familijni muszkieterowie powstali od Disneya na początku lat 90-tych, no i Randall Wallace napisał świetny sequel Muszkieterów w "Człowieku w żelaznej masce". Anderson dodał tu tylko swoją wariację, ale jest ona bardzo przeciętna. To nie tak udane odświeżenie jak w przypadku Sherlocka Holmesa Guya Ritchiego.