ale ja uwielbiam chińszczyznę (tę cokolwiek "dawniejszą") prawie bez zastrzeżeń.
Wizualnie przepiękny, zdjęcia - rewelacja, muzyka - cudo a i postacie niczego sobie.
Zobaczyć jeden chiński film to jak zobaczyć je wszystkie. Od sukcesu "Przyczajonego tygrysa..." Chińczycy nie silą się na jakąś oryginalność. Przyznam że z reguły w każdym z tych "serialowych filmów" jest scena godna uwagi z racji jej walorów wizualnych ale cały film powiela najczęściej ten sam schemat fabularny.
Ten sam zarzut można postawić produkcjom z USA,które na dodatek są z roku na rok coraz gorsze.W Azji cała nadzieja...
To że Amerykanie raz za razem powtarzają te same schematy w filmach nie jest usprawiedliwieniem dla produkowania przez Chińczyków kolejnych filmów z cyklu "w baśniowo-historycznej krainie nieszczęśliwa miłość połączyła dwoje kochanków, którzy w czasie wolnym od miłosnych perypetii zaprzeczają prawą fizyki" ;-)
Może po prostu nie lubisz takiego kina.Ja kocham i chyba nigdy mi się nie znudzi.
Przyczajony Tygrys, jeśli chodzi o przełamywanie jakiś schematów, szczególnie przełomowy chyba wcale nie był. Nie wydaje mi się poza tym, że wszystkie chińskie filmy powstałe w ostatnich czasach są nieoryginalne. Oczywiście wpisują się w pewnym stopniu w jakąś istniejącą konwencję, ale w końcu są wytworami kultury, więc trudno, żeby było inaczej.