powiela same stereotypy. on - typ agresywnego macho, popisującego się mięśniami i co chwila obijający komuś twarz. dla dodania męskości (jakby sam image nie wystarczył) dosiada wielkiego motoru. ona - młoda i dziewica (jakżeby inaczej) w dodatku gra trudną do zdobycia (znaczy łatwa nie jest). on to co innego, oczywiście doświadczony seksualnie i zaliczający "panienki", ale nic to, bo tak naprawdę gardzi łatwą laską, z którą sypia, liczy się tylko niewinna miłość niedoświadczonej nastolatki. nastolatka zresztą wcale się jego bujnym życiem nie zraża. ona z dobrego domu (od matki zresztą też w twarz dostaje - nie wiem o co chodzi z biciem po twarzy w tym filmie?), ale rodzice jej nie rozumieją, bo nie chcą żeby się spotykała z niezrównoważonym człowiekiem po sądowym wyroku, który nota bene obił też syna ich znajomych. właściwie nie wiadomo czemu dziewczna na niego leci, bo bohater nie ma nic szczególnego do zaoferowania, a swoim zachowaniem irytuje i raczej zraża. cóż, może to ten motocykl i mięśnie prężące się pod obcisłą koszulką.
dalej już nie piszę, bo aż mi się śmiać chce jak myślę o głupocie tego filmu. ale może trzeba by wziąć poprawkę na to, że to film hiszpański, a tam panuje inna obyczajowość i kult macho ciągle żywy.
Film strasznie sztuczny i naciągany, w hiszpańskich szkołach do nauczycieli mówi się na "ty"i nie ma mowy o jakiejkolwiek kontroli nad uczniem i dyscyplinie. Scenariusz nie ma nic wspólnego z realiami, poza tym przez większość filmu byłam przekonana, że Hache musiała spotkać jakaś prawdziwa tragedia, skoro zachowuje się w taki a nie inny sposób, a tu niespodzianka- żadnej tragedii, a przynajmniej nie takiej, która mogłaby aż tak wpłynąć na jego zachowanie i ewentualnie usprawiedliwić to co robi. Beznadzieja.