PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=479730}
7,2 12 419
ocen
7,2 10 1 12419
4,4 5
ocen krytyków
Trzy minuty. 21:37
powrót do forum filmu Trzy minuty. 21:37

Cóż twórcy filmu udowodnili, że za sprawą JP2 potafią się dziać cuda:))) Połączyli na codzien stojące w opozycji dzienniki! Brawo!


WYBORCZA **

"Zaczyna się ten dwugodzinny film od obrazków oglądanej z kosmosu Ziemi, przy których narrator informuje, że choć na pamiątkę śmierci papieża Polacy wyłączyli światła, to jednak nad Polską miało miejsce zjawisko nadspodziewanie skumulowanej energii. "Czy to cud?" - słyszymy pytanie i odpowiedź: "Wtedy w Polsce mogło zdarzyć się wszystko ". To dziwaczne intro dobrze oddaje naturę filmu - zatrważającego przykładu pretensjonalności połączonej z fatalnym warsztatem. W "Trzech minutach. 21:37" brutalność idzie w parze z pensjonarskim kiczem, kontekst religijny z efekciarskim pseudorealizmem, a sentymentalne wzruszenie z wywołującym śmiech patosem. A wszystko po to, żeby premiera odbyła się w rocznicę śmierci Jana Pawła II?

Struktura jest wielopiętrowa, z wątków najważniejszych (reżyser, który nie potrafi zrobić nowego filmu, malarz, który sparaliżowany leży w "umieralni", wreszcie bezrobotny ojciec, który żyje z "kłusownictwa" i wychowuje wrażliwego syna) przechodzimy co chwila do pobocznych, scenarzysta burzy chronologię, zderza kontrasty, ale konsekwentnie porusza się po powierzchni i w imię prostych tez. Nie ma w tym konstrukcyjnej konsekwencji (gdy przenosimy się do świata ojca-kłusownika, wielowątkowość nagle ginie), nie ma precyzji znanej choćby z "Zera" Borowskiego. Jest za to epatowanie, czym się da - biedą, ludzką chciwością i egoizmem, wreszcie groteskowymi, żenującymi tyradami malarza (a gra go niewidziany dawno w kinie Bogusław Linda) do Boga i szalonymi próbami zemsty upokorzonego mężczyzny w płaszczu. Jest koń, który odmienia życie, są zbyt duże buty po ojcu, jest cielesność, nowonarodzone dziecko i jest mnóstwo wódki, bo przecież i reżyser, i ojciec bez pracy piją na potęgę.

Żal rewelacyjnego Krzysztofa Stroińskiego, który kapitalnie ożywia stereotypową postać zgorzkniałego reżysera (zdaje się, że to, co kręci na planie, przypomina odcinek "13. posterunku"). Szkoda znanego z "Wenecji" 14-letniego Marcina Walewskiego, który umie w tym złożonym z klisz świecie (dialogi - i monologi - są mistrzowsko wręcz fatalne) zachować naturalność. Wyszła z tego wszystkie nie prowokacja, ale artystyczny, intelektualny i psychologiczny bełkot - skądinąd hojnie dofinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. "



RZECZPOSPOLITA *

Jan Paweł II zmarł 2 kwietnia 2005 r. Maciej Ślesicki postanowił pokazać, jak energia społeczna wyzwolona w chwili jego odejścia wpłynęła na losy bohaterów filmu. Czy zmieniła ich sposób postrzegania świata? Uczyniła lepszymi?

Zamysł był interesujący. Zwłaszcza że Ślesicki wybrał formę polifonicznej narracji, która pozwala splatać pozornie niezwiązane ze sobą wątki w najbardziej zaskakujących momentach fabuły. Takim stylem opowiadania zasłynęli na świecie m.in. Tom Tykwer i Alejandro Gonzalez Inarritu.

Niestety, Ślesicki naraził się na śmieszność. „Trzy minuty. 21:37" to przykład, jak nie wolno z takiej konwencji korzystać. Eksperymenty z chronologią powodują, że na ekranie panuje bałagan. Postaci są nakreślone karykaturalnie, jakby wymyśliło ich nierozgarnięte dziecko, a nie doświadczony twórca. Poszczególne wątki wypadają idiotycznie – od historii reżysera alkoholika przez odyseję po mieście samotnego mściciela po najgłupszą w zestawie opowiastkę o sparaliżowanym malarzu.

Motyw śmierci papieża i żałoby sprawia wrażenie doklejonego na siłę. Nie porządkuje beznadziejnie prowadzonej narracji, nie pogłębia opowieści.



DZIENNIK

"Jedynym wyjściem dla Macieja Ślesickiego jest tłumaczenie tego filmu w kategoriach zgrywy. Niestety, "Trzy minuty. 21:37" to kuriozum na serio.

Ślesicki stara się nas przekonać, że w warstwie warsztatowej jest godnym następcą Roberta Altmana, zaś w wymiarze ideologicznym kontynuatorem ekumenizmu spod znaku Krzysztofa Zanussiego.

W jego filmie najwięcej jest jednak zadęcia. Bohaterowie jednego wątku pojawiają się w kolejnym, piękne hasła towarzyszą mniej urodziwym przekleństwom, Agnieszka Grochowska znowu popłakuje, a niekochana polska klacz woła o pomstę do nieba.

Infantylizm poznawczy zdradza już wyjaśnienie enigmatycznego tytułu. W dniu śmierci Jana Pawła II, o 21: 37, w domach i zagrodach zgasły światła. Cały naród zamarł w bezruchu. Lektor wyjaśnia następnie, że kiedy po śmierci Ojca Świętego wyłączone zostało światło, w naszym kraju stwierdzono wyjątkowe stężenie energii. Maciej Ślesicki, również autor scenariusza i producent "Trzech minut", nie zasypia gruszek w popiele i pokazuje nam ową energię. Niejedno ma ona imię. Z tłumu sierot po Papieżu zostało wyłonionych kilka energetycznych postaci: reżyser, nauczycielka, malarz, studentka oraz tatuś z synkiem. A to Polska właśnie. A to nasze łzy, nasze grzechy.

Nawet jedyna udana opowieść o sfrustrowanym reżyserze (granym przez Krzysztofa Stroińskiego) nie jest w stanie przykryć zażenowania jakością pozostałych historii. Manieryczny Bogusław Linda jako sparaliżowany malarz sprzecza się w filmie z samym Panem Bogiem.

Śliczny chłopiec, bohater trzeciej noweli, nie ma pieniędzy na buty, a jego wytatuowany ojciec (Paweł Królikowski) zajmuje się tradycyjnym polskim kłusownictwem oraz pędzeniem bimbru. Dopiero kiedy na podwórku bohaterów pojawi się płowy koń, przyniesie chwile prawdziwego szczęścia.

Klamrą spinającą narracyjne iluminacje będzie story o młodzieńcu, który zaczyna być zły, bardzo, bardzo zły. Ma paralizator, bejsbola i mordercze spojrzenie. Zrobi z nich użytek. W imię Ojca i Syna.

W niezwykle mocno obsadzonej kategorii najbardziej obciachowych polskich filmów ostatnich lat "Trzy minuty" zajmują zasłużone miejsce na podium. Szczere gratulacje."

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones