Bóg podobno wybacza, ale jak widać po ocenie filmu i wpisach, widzowie już niekoniecznie.
Szczerze powiedziawszy to można mieć trochę pretensje(?) do Refna za zbyt nachalną
symbolikę, którą można było ukazać w zdecydowanie mniej porażający sposób.
Nie mam za bardzo zamiaru rozsiadać się nad klawiaturą, a swoje interpretacje tego dzieła,
zostawię dla siebie. Przecież każdy ma prawo do swoich własnych przemyśleń. Jak rzadko
kiedy przedstawię swoje ''za, a nawet przeciw'' w sposób obiektywny i nie stanę murem, ani za
zwolennikami, tych jest zdecydowanie mniej, ani tym bardziej za przeciwnikami.
Nie mam zamiaru bronić, czy ganić Refna za swoje wizje, chociaż są one lekko przesadzone.
Sama treść filmu nie jest tu niczym odkrywczym. Historia o zemście może się wydać zbyt
pospolita, ale i tak jest do przyjęcia. Nawet z tak prostej rzeczy, dobierając odpowiednie środki,
można by zrobić mocny kryminał. W połączeniu ze stroną audiowizualną i istniejącą tu mroczną
oraz psychodeliczną ścieżką dźwiękową, wyszłoby coś wtórnego w temacie, ale jako całość i
tak ponadprzeciętnego. Jednak reżyser i scenarzysta w jednej osobie, zaserwował światu kino
nieco odmienne, w pewnym sensie niszowego pokroju, które jednak rzesze ludzi odepchnęło.
Dlatego też, możnaby powiedzieć, że Duńczyk stworzył przerost formy nad treścią, ale....
Osobiście jednak dostrzegam tu coś więcej niż tylko obrazy i długie, wydawałoby się puste
ujęcia, przeszyte zimnymi spojrzeniami.
Jeżeli chodzi o aktorów, to współczuję Pansringarmowi i Goslingowi, bo grać ciałem i to
jeszcze w zastygnięciu, pewnie nie jest łatwo, zważywszy fakt, iż są to aktorzy, którzy umieją
grać na wysokim poziomie. W sumie Ryan powinien być już przyzwyczajony pod ''Drive'', ale i
nie tylko nim. Tak czy inaczej, samo aktorstwo wypadło całkiem dobrze. Gorzej jest odnośnie
kreacji jakie aktorzy tworzą. Tu już znajdą się osoby, które porządnie mogą podziałać widzowi
na uzębienie. U mnie była to matka, chociaż rozumiałem ją, to mnie cholernie irytowała.
Mimo długich i ciągnących się kadrów, film potrafi wchłonąć i na prawdę nie nużyć. Dzieje się
tak po części za sprawą techniki i klimatu w którym został stworzony. To istny majstersztyk o
którym i tak niektórzy powiedzą ''wydmuszka''. Nie na wszystkich podziała tu wizualna strona i
świetne zdjęcia. Co jak co, ale nie można powiedzieć, że forma obrazu jest kiepsko ukazana.
''Tylko Bóg wybacza'', jest być może jednym z najlepiej zmontowanych filmów w historii kina,
przynajmniej w klimatach niepokoju i psychodeli, w klimatach przeszywających człowieka.
Kolory tu są ostre, a ich kontrast powala. Wszystko to za sprawą kapitalnie ustawionego
światła, odpowiedniej obróbce komputerowej, bo zapewne taka była, no i odpowiednich
umiejętności i wyobraźni. Kadry, symetria, zdjęcia, kamery, tylko dziękować i gratulować
osobom, które maczały w tym swoje palce. No i ta muzyka. Momentami potrafiła zmiażdżyć.
Wszystko to razem ze sobą zespolone, śmiało wywołuje emocje, podekscytowanie.
Bez wątpienia film ten nie umywa się do wcześniejszej produkcji Refna ''Drive'', przynajmniej
pod kątem treści, bo klimatem śmiało może stać z nim w jednym rzędzie, ale i tak wart jest
uwagi i poświęcenia czasu, który nie jest tak wymagający od widza, jak reżyser.
Nie wiem czy ''Tylko Bóg wybacza'' jest dla mnie kinem pozytywnym, ale dobrym na pewno.
Dlatego dam, aż 7/10.
Tak to napisałeś/aś, że zasługujesz na miano "Anrdzeja Streylau'a filmwebu". Dobrze napisane. Jest to swoiste podsumowanie plusów i minusów, bo nie jest to film doskonały, ale na pewno zasługuje na takowe potraktowanie, obiektywne i nienachalne. Bez wielkich słów. Bo to dobry film. No z tym przerostem formy nad treścią. To jest tak, że przy takiej przytłaczającej realizacji, trudno jest treściom się przebić, ale film treści pozbawiony nie jest, tak myślę, jednak chyba są one mało interesujące i mało intrygujące. Uważam, że film przy takiej formię przekazu miał duży potencjał i tu jest ta kwestia, czy został osiągnięty. W każdym bądź razie, ktoś kiedyś tu napisał, że ten film jest jak powiew świeżości, przy tym co jest nam serwowane od lat. Mogę się z tym również zgodzić, jest jednym z takich ruchów.
Dlaczego tak, a nie inaczej, bo widzę, że najwięcej jest wypowiedzi skrajnych. Albo film Refn'a jest dnem, dlatego też ma taką, a nie inną ocenę, albo czymś doskonałym, tu już zdecydowana mniejszość. Rzadko kiedy podchodzę do kina obiektywnie i tym razem stwierdziłem, że tak właśnie powinienem potraktować ten film. Nie mogę powiedzieć, że nic się tu nie udało, bo byłoby to kłamstwem z mojej strony.
Zmieniając temat, widzę niesamowitą surowiznę wśród Twoich ocen. Cholernie wymagający jesteś. Patrząc jednak pod kątem wykonania dobrej roboty, nie powinienem Ci się dziwić, bo także nie lubię, jak komuś się wydaje, że w czymś jest dobry, a w rzeczywistości wcale tak nie jest. I nie tylko kino mam tu na myśli.
No to dobrze odczytałem Twoje intencje, także powiem: warto było przeczytać co napisałeś i rozumiem, że ogólnie nie silisz się na nie wiadomo jaki obiektywizm, więc tym lepiej. Jeśli dobrze rozumiem, to po prostu masz dobre podejście, bo niektóre rzeczy wręcz trzeba kontrastować.
Co ogólnie do filmów, to wiadomo, mam swój filtr ocen, niedoskonały. To jest tak, że oceniam filmy, które są oglądalne (jakkolwiek nazwać). Jeśli coś takie nie jest, to daje "nie interesuję mnie" i koniec. Pewnie dlatego tak wychodzi, taki mój ranking.
Znakomicie ujęte! Właściwie na temat kadrów, muzyki i zdjęć nie mam już co dodawać, bo wszystko zostało powiedziane. Ale to jest chyba samo sedno tego, co mnie tak kompletnie powaliło w tym filmie.
Wciągnął mnie od pierwszego momentu. Kolorami, nastrojem i jakimś hipnotyzmem. I mimo, że generalnie jest niby-nudny, trudno się od niego oderwać. Jedna długa scena po drugiej długiej scenie, krok po kroczku i nagle... koniec filmu. Bardzo mnie uderza to, że mam wrażenie, że całość trwa 30 minut. Za pierwszym razem oceniłam film na 7. Potrzebowałam kilka dni na ochłonięcie i po drugim podejściu podniosłam ocenę o oczko. Teraz ma już dla mnie 9 :) Ale czuję, że (chwilowo muszę zrobić przerwę i nie oglądać kolejny raz, żeby mi się nie znudził ;) pewnego dnia ta ocena wzrośnie na 10/10 :)
Co do Goslinga, naprawdę jestem mu wdzięczna, że tu zagrał, bo staram się oglądać wszystkie filmy z nim. Gdyby było inaczej, tak dobre kino przeszło by mi koło nosa! Drive nie przemówił do mnie tak, jak Tylko Bóg Wybacza, ale może odpowiednio przygotował? Sceny bez dialogów przestały mnie kompletnie dziwić. Naprawdę uważam, że świat kina bez Goslinga (ale też Nortona czy Rockwella) byłby uboższy. I po raz kolejny dziękuję za to, że Gosling wrócił do ról, do jakich został stworzony :) Chociaż takie perełki jak Miłość Larsa, to też nie byle co :)
Co do Drive, co jakiś czas próbuję się przekonać do tego filmu. I naprawdę mam szacunek do ścieżki dźwiękowej i całości, ale niestety aż tak do mnie nie trafia.
Może trochę naciągane, ale właśnie pomyślałam o Zostań. Chyba równie trudne role bazujące więcej na spojrzeniach i gestach, jeśli chodzi o grę Goslinga.
Pozdrawiam :)
Dla mnie ''Drive'' jest zdecydowanie lepszym filmem, ale także diametralnie różniącym się od ''TBW''.
To jeden z tych nielicznych filmów, który zebrany z elementów w całość, robi ogromne wrażenie i zapada w pamięć. Mówię cały czas o sobie.
hey.