"Tylko Bóg wybacza" jest wizualnie genialny, nawet sceny nasączone przemocą mają w sobie jakieś przewrotne piękno. Problem w tym, że to jednak ma być film, a do tego trzeba obraz podeprzeć solidną i wciągającą fabułą, a tutaj tego zabrakło. Dlatego też całość chociaż ładna jest jednocześnie, przynajmniej dla mnie, niesamowicie nudna. Wydaje mi się, że Refn tak się pławił w swoim artyzmie i talencie reżyserskim, że aż się utopił.
Z drugiej jednak strony nie uważam, ze film zasługuje na tak ostrą krytykę, jakiej został poddany. Wielu ludzi szło chyba do kina z przekonaniem, ze zobaczą napompowaną akcją i przemocą jatkę w stylu Tarantino, a dostali długie, statyczne ujęcia i nieliczne dialogi. Gdyby tylko Refn troszkę bardziej skupił się na składnym opowiadaniu historii, moglibyśmy mieć prawdziwe arcydzieło.
Zdecydowanie zgadzam się z przedmówcą. Fabułę można by zamknąć w 20 minutowym filmie. Idąć do kina nastawiałam się na głębszy przekaz, którego nie znalazłam. Byłam na pokazie przedpremierowym, wiele osób opuszczało salę kinową w trakcie seansu, mnie udało się wytrzymać do końca, jednak film ten trafia na listę najgorszych, które widziałam.
Ja się tylko zastanawiam, czy może reżyser nie ma takiego po prostu stylu tworzenia. Film niewiele różni się od Drive- mało dialogów, cisza często pełna napięcia. A Gosling wypada dobrze. Na serio dobrze.