Nie mogłam się oderwać od tego filmu - klimat filmów azjatyckich ale aktorzy amerykańscy i europejscy w rolach głównych. Jest to taki obraz - gdzie dialogi są ubogie ale dzięki temu skupiasz się na obrazie i aktorze - na wizualizacji. Wszystko jest takie soczyste, nieoczywiste, zwolnione.
To co mi sie podobało najbardziej to cicha, skromna ale prosta sprawiedliwość - której próżno szukać w Europie czy Ameryce. Sprawiedliwość i zemsta - prosta i surowa bez dywagowania, papierkowej roboty, krytyki i oburzenia. Oko za oko - ząb za ząb. Policjant i główny bohater stoją po przeciwnych stronach ale szanują się nawzajem. Dlatego w ostatniej scenie Gosling wyciąga dłonie - przez szacunek i niejako dla zakończenia całej historii (inne zakończenie nie byłoby realne bo to nie jest film z Happy Endem). W filmie podobała mi sie również rola Scott Thomas - która zawsze eteryczna, i ułożona - tutaj miała okazję grać prawdziwą "sukę" i trzeba przyznać - zrobiła to świetnie, gdyż była zupełnie do siebie niepodobna.