Najnowszy film Nicolasa Windinga Refna, znanego wcześniej z trylogii "Pusher" i "Drive" jest
filmem opowiadającym o nieustającej chęci zemsty, przemocy i brutalności. Temat zatem
znany, oklepany i stary jak świat. Wydawałoby się, że w tej tematyce nic dobrego nie można już
stworzyć. O ile tematyka nie była najoryginalniejsza to już hipnotyzującą formą Refn nas
zaskoczył. Film jest bowiem nakręcony w surrealistycznej estetyce. W podobnej formie został
nakręcony pełnometrażowy debiut Larsa von Triera "Element zbrodni". Oglądając "Tylko Bóg
wybacza" poczułem również nutkę z Lyncha. Ale wracając do samego filmu poza ciekawą
kolorystyką na ekranie i hipnotyzującą muzyką, Refnowi udało się stworzyć bardzo ciekawe
postacie i kilka niezłych pikantnych dialogów. Poza tym w filmie są dobre sceny symboliczne jak
chociażby ta kiedy Julian puszcza wolno mordercę swojego brata, po czym widzimy scenę jak
obmywa ręce. Takich smaczków jest w filmie więcej, także Ci wszyscy którzy lubią przed
ekranem trochę pogłówkować i dać się wciągnąć w surrealistyczny klimat powinni po seansie
być zadowoleni.
Film jest fatalny, reżyser pogubił się w pomyśle, i nie jest to kino łatwe w odbiorze, dla przeciętnego widza. Byłem bardzo rozczarowany, i znudzony tą formą, aczkolwiek genialnych zdjęć, i doskonałego montażu, gry światłem, oraz nieco surrealistycznej otoczki, nie sposób temu filmowi odmówić. Jednak mnie jako tradycjonalisty, ta ,,hipnotyczno-kolażowa" forma filmu, zdecydowanie odrzuca.