PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=643736}
6,5 19  ocen
6,5 10 1 19
Ukraiński rapsod
powrót do forum filmu Ukraiński rapsod

Producent filmu "Ukraiński rapsod" o zbrodniach na Wołyniu, który miał premierę we wtorek we Wrocławiu, chce, by pokazywano go w liceach. Miejmy nadzieję, że do tego
nie dojdzie, bo to obraz nieuczciwy, szkodliwy i prostacki
Już idąc na premierę, miałem złe przeczucia. Podczas większości podobnych eventów (prawica określa je zwykle mianem patriotycznych) nie brak bowiem odniesień do
bieżącej polityki. I przeczucie mnie nie myliło. Emisję filmu poprzedził występ barda Andrzeja Kołakowskiego, "autora patriotycznych pieśni" - jak go przedstawiła
konferansjerka. Jedną z nich był song "Dorzynanie watahy". - Pojęcie to spopularyzował człowiek, którego nie wiem dlaczego nazywają ministrem spraw zagranicznych -
skomentował swą patriotyczną pieśń Kołakowski. I dodał: - Przypomnę, że watahy dorzynane były m.in. w Katyniu i wielu innych miejscach.

Jeszcze bardziej obawiałem się jednak samego filmu. Temat jest bowiem trudny. Pisać czy robić film o zbrodniach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej nie można bez
odpowiedniego warsztatu, wyczucia, a przede wszystkim bez koniecznej w tym wypadku refleksji uwzględniającej kontekst czasów, w jakich do nich doszło. To wymaga nie
tylko wybitnego reżyserskiego wzroku i słuchu, ale przede wszystkim otwartej głowy - mądrości i umiejętności analizy faktów historycznych, także tych poprzedzających
tragedię.

Dariuszowi Markowi Srzednickiemu, autorowi "Ukraińskiego rapsodu", takie podejście do robienia filmów jest najwyraźniej obce. Jego dzieło to antyukraińska, malowana
grubą krechą agitka. Oczywiście, zebrane przez niego opowieści ludzi, którzy 70 lat temu cudem ocaleli z pożogi, są przejmujące. Bo rzezie na Wołyniu to były zbrodnie
potworne. Nic ich nie tłumaczy, tak jak nic nie tłumaczy żadnej niewinnej śmierci zadanej z przyczyn ideologicznych czy jakichkolwiek innych. Ale ktoś, kto bierze się za taki
temat, musi przynajmniej spróbować rzetelnie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego do nich doszło? W "Ukraińskim rapsodzie" śladu takiego pytania nie ma. Za całą
odpowiedź ma chyba służyć jedno zdanie wypowiedziane przez Szczepana Siekierkę, prezesa Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów, który
mówi, że winny był ukraiński nacjonalizm.

Z pewnością był, ale wypada też spróbować odpowiedzieć na pytanie, na jakiej glebie wyrósł? Czego był efektem? Czy abyśmy tej gleby przez wieki sami nie uprawiali? Czy
polityka wobec narodu bez państwa, jakim byli Ukraińcy, tak w czasach I Rzeczypospolitej, jaki i w dwudziestoleciu międzywojennym, była właściwa, skoro nie nadała im
podmiotowości? Reżyser ten problem "opędza" jednym zdaniem wypowiedzianym przez jedną z kobiet występujących w filmie, która przyznaje, że Ukraińcy na terenie, gdzie
stanowili przytłaczającą większość, "stali u nas niżej od Polaków".

Opowiadać o zbrodniach na Wołyniu bez wzięcia pod uwagę szerokiego aspektu historycznego to nieuczciwość. Opinie historyków, którzy w filmie występują (m.in. Ewy
Siemaszko, współautorki monografii o zbrodniach na Wołyniu), sprowadzają się do opisów mechaniki zbrodni, ale nie ma w nich refleksji nad jej korzeniami. Nie ma też ani
jednego głosu ukraińskiego. Po tamtej stronie są oczywiście ludzie, z którymi dyskusja na temat Wołynia nie ma sensu, bo nacjonalizm ukraiński, tak silny i podsycany
przez Niemców w czasie wojny, jest i dziś na Ukrainie obecny. Najczęściej lansują oni absurdalną tezę, że UPA mordowała Polaków w samoobronie. Ale nie brak też
ukraińskich historyków, którzy potrafią zło nazwać złem, nie kwestionują ukraińskiej winy sprzed 70 lat, potrafią o tamtych wydarzeniach mówić bez zacietrzewienia. Ale
próbują też wytłumaczyć, co legło u podstaw tej makabry.

Rozumiem ból ofiar zbrodni i ich oburzenie na to, co się stało. Ale dziś bardziej powinniśmy dążyć do pojednania, a nie do podsycania nienawiści. Ono nie jest niemożliwe
bez dialogu, słuchania siebie nawzajem. A twórcy "Ukraińskiego rapsodu" z góry założyli, że nie będą rozmawiać z nikim, kto zaburzy jednostronne przesłanie filmu.

Na pewno więc się on spodoba w kręgach radykalnych Kresowiaków. Poziom emocji, jaki wywołuje u nich temat wołyńskich zbrodni, powoduje, że nie da się z nimi
racjonalnie o nich rozmawiać. Ale o ile w ich przypadku to jest jakoś zrozumiałe, to w przypadku historyka, jakim z zawodu jest reżyser "Ukraińskiego Rapsodu...", takie
traktowanie tematu jest niedopuszczalne.

Jest coś jeszcze, co absolutnie dyskwalifikuje ten film, a wynika z braków warsztatowych autorów. To wplecione w niego sceny fabularyzowane. We wszystkich Ukraińcy
ubrani w białe przewiewne ludowe koszule albo w czarne mundury schutzmannów (notabene prawdziwe uniformy ukraińskiej policji wyglądały trochę inaczej) bestialsko
mordują Polaków. Jest na przykład obrazek bawiących się polskich dzieci, które sąsiad, Ukrainiec, woła, obiecując, że pokaże im kaczuszki. Dzieci idą do niego, a po chwili
widzimy je zamordowane. W innej scenie ciężarna kobieta niesie wodę na nosidłach. Jest Polką, ale ma męża Ukraińca. Krzyczy do niego, żeby jej pomógł. On rozmawia
właśnie z kolegami i na ten krzyk wstaje, przewraca kobietę i sierpem rozpruwa jej brzemienny brzuch.

Sceny są prostacko wymyślone i beznadziejnie wyreżyserowane. Dariusz Marek Srzednicki Spielbergiem nie jest. Aktorzy recytują kwestie jak bohaterowie wenezuelskich
seriali. Sztuczność i amatorszczyzna bije z każdej sekundy tych obrazków. Efekt jest taki, że widz najpierw słucha przejmujących opowieści świadków historii, a po chwili
czuje się zażenowany prostactwem fabularnego przekazu.

Nie wiem też, w jakim celu film został zrealizowany w technologii 3D, skoro jakieś 70 procent obrazu to gadające głowy i archiwalne fotografie. Przedstawiciel producenta
tłumaczył, że "daje to możliwość uzyskania ciekawej głębi, pozwala bardziej wczuć się w sytuację bohaterów".

Myli się, bo czego jak czego, ale głębię w tym filmie dostrzec najtrudniej.

ocenił(a) film na 10
dewoj

Nie zastanawia Pana forma tego paszkwilu? Określenia "agitka", "gleba" itd., pochodzą z wachlarza frazeologii poprzedniej formacji ustrojowej. Brak warsztatu dziennikarskiego, autor paszkwilu, próbuje zastąpić wulgaryzmami, a brak wiedzy historycznej ( problemy Ukraińców w I Rzeczypospolitej) ulicznym tupetem.
Znalazłem rzeczową ripostę na ten paszkwil w Naszym Dzienniku, warto przeczytać - http://stary.naszdziennik.pl/bpl_index.php?dat=20120216&typ=my&id=my15.txt

Artur35

wkleiłem tylko tekst, ja się z nim nie zgadzam. Warto sobie odszukac artykuł na GW i poczytac wpisy. Miazga.

ocenił(a) film na 10
dewoj

GW to największy syf i tuba propagandowa z dostępnych aktualnie w Polsce gazet i nie zgadzam się z jej stronniczymi poglądami. Co do filmu to cieszę się że ktoś w końcu zabrał się za poruszenie tego tematu na wielkim ekranie. Czekam z niecierpliwością na kolejne tego typu produkcje. Pozdrawiam

dewoj

W tym dokumencie fabularyzowanym nie wystąpił ŻODYN aktor.
Zapłata za kilka ddłuuugich dni zdjęciowych i dziesiątek powtórek była czysto symboliczna + piwo w restauracji bo upały były.
To byli zwykli, często przypadkowi ludzie. Wielu ich przodków pochodziło z tamtego rejonu i po prostu coś zrobić żeby ludzie nie zapomnieli.
Ale nie ma to jak hejtnąć sobie na forum niż zaangażować się w cokolwiek

CHE.