bo wszystko w nim jest takie: oklepany scenariusz (zamach na prezydenta, luki w pamięci głównego bohatera), przeciętna gra aktorska (Kilmera jeszcze mniej niż przeciętna), muzyczka taka sobie. Ale najsłodsze, a tym samym kiczowate jest zakończenie, które zostało tu żywcem przeniesione z komedii romantycznych. Owszem, jest nieco klimatycznego, małomiasteczkowego Teksasu...., ale to najwyżej na 5. Film może się podobać, wszak każdemu wolno kochać, niemniej niektóre wpisy są z księżyca, np. ten że film zmusza do myślenia. Kogo zmusza, tego zmusza, ale na pewno nie do myślenia. Polecam tym, którzy chcą łatwej rozrywki.