Jako taki. Matt Damon jakoś nie za bardzo pasuje mi do filmów, w których gra jakiś agentów, powiedzmy. Bardziej nadaje się do filmów typu Ocean's 12, grając lekkich przygłupów (bez obrazy). W trylogii Bourne'a lepiej zagrałby inny aktor. Chociaż z drugiej strony patrząc to, nie ubliżając mu bardziej, to trzeba powiedzieć, że spisał się dobrze w tym filmie (w tej części było kilka momentów w których się popisał, trzeba to przyznać). Każdy będzie go teraz chyba kojarzył z tą serią, bo jak dla mnie to jego życiowa rola.
Po za tym, dobre zakończenie trylogii.