Ten sam schemat, co w wielu filmach. Grupa przyjaciół, grupa obcych sobie osób, grupa kogoś tam... I na końcu co? Przeżywa KOBIETA. Od samego początku filmu wiedziałem, że kobieta przeżyje. A po połowie byłem niemal pewien, że to właśnie będzie Lea. Niewinna i słodka. Nie widziałem takiego typu z grupą ludzi i tak dalej, żeby na końcu przeżył facet. Ktoś mi poda tytuł takiego filmu? Za dużo wstawek muzycznych, mało brutalności, końcówka na plus - niezły "mindf*ck". Trochę mi ten film przypominał "Piłę". Strasznie mnie kręcą stopy kobiet, a że Kelly Brook jest dla mnie bardzo ładną aktorką, to widok jej na boso i słuchanie jej odbijających się o posadzkę bosych stóp, gdy biegła na końcu filmu po domu trochę zamazało mój niedosyt. Nie zmienia to faktu, że film to film, a jej stopy, to jej stopy. Dlatego pomijając mój fetysz i oceniając całkiem obiektywnie tą produkcję wystawiam nieco naciąganą ocenę 5.