Jest John Cusack jako znerwicowany gwiazdor i Zeta Jones jako gwiazda rozkapryszona i zmanierowana. Jest Walken jako reżyser, który wypina się na Hollywood i Crystal jako agent, który dopieszcza swoje gwiazdy, ale równocześnie zawsze pamięta, żeby dziennikarze otrzymali swoją porcję sensacji. No i Julia Roberts w roli myszy. Jednak ta kpina ze środowiska aktorskiego średnio mi się podoba. Sądzę, że dużo zabawniej i inteligentniej zrobił to Woody Allen w "Strzałach na Broadway'u". Notabene, w tamtym filmie zagrał również John Cusack - z tą różnicą, że to on jako autor scenariusza musiał znosić humory gwiazd. Zwracam na niego uwagę, ponieważ zarówno w "Strzałach", jak i w "Ulubieńcach" udowadnia, że potrafi być zabawny bez popadania w karykaturę. Szczególnie rzuca się to w oczy, gdy porówna się role jego i Zety, która niestety nie uniknęła przerysowań.