Scenariusz jest świetny:przeciętny obywatel nie wytrzymuje głupoty i absurdu świata oraz jego społeczeńśtwa wkraczając na drogę zbrodni...Ważny komunikat socjologiczny zawarty w temacie jest zauważalny, ale sam film daleki od geniuszu.Douglas:rola dobra, bez wątpienia.Film wydał mi się jednak dość nierówny i nie w pełni przemyślany w poszczególnych scenach.Powinien być przez cały czas poważny a niektóre sceny zalatywały lekkim komizmem(moment z bazooką,UWAGA: SPOILER: tekst Fostera gdy dostał kulke:"byłem szybszy" i upadek z mola...Kilka innych niedociągnięć też się pojawiło, jednak nie na tyle aby ten film uznać za przeciętny.Nie schodzi z poza określonego, stabilnego poziomu, ale to tyle.W moim odczuciu o wybitności nie może być tutaj mowy.
A Prendergast mnie tak wk...ał, jeśli zadaniem Duvalla było stworzenie postaci najbardziej irytującego policjanta w historii, to mu się udało. Modliłem się żeby D-Fens go w końcu rozwalił, ale niestety, tym razem zafundowano nam film bez happyendu. Zło zwyciężyło, a jedyny sprawiedliwy zginął zabity w nieuczciwym pojedynku. Smutny film.
Duke widzę że lubisz hardcorowe filmy, masz swój styl i gardzisz komedią
ale czemu uważasz ten film za daleki od geniuszu.
Moim skromnym zdaniem film pod wieloma względami jest genialny: scenariusz, gra douglasa, dezaprobata dla amerykańskiego systemu który jest "jedyny słuszny", nawet tytuł jest mistrzowski;
i przede wszystkim niesamowita więź między głównym aktorem a oglądającym film mimo permanentnej nerwicy tego pierwszego i chaotycznych decyzji.
Nie miałeś wrażenia że nawet gdyby zabił tych natrętów zrobiłby dobrze?
To samo z zakończeniem; moim zdaniem nie jest zabawne, jest dramatyczne i genialne: główny bohater ginie zabity przez system chociaż był bezbronny ... i szybszy
Popieram M35K4LIN. Uważam, że film przez te właśnie zakończenie czy jeszcze inne fragmenty obrazu staje się mocny, hardcorowy oraz (co najważniejsze) wzbudza empatię widza. Reżyser przez cały seans filmu stara się "przekabacić" człowieka na stronę D-Fensa. Myślę, że niesie to za sobą przesłanie w formie problemu komercjalizmu, pseudoamerykanizmu i doby fast foodów, kiczu i zepsucia moralnego. To, co na początku XX w. nas zachwycało, intrygowało i wzbudzało entuzjazm dzisiaj jest przekleństwem. Jestem realistą i wątpię, by cokolwiek się zmieniło na świecie po takich filmach ale popieram idee reżysera "Upadku". O problemie nie można milczeć, szczególnie jeśli przynosi on zgubne skutki. Pozdrawiam.
Tak jak napisałem wcześniej:fabuła tego filmu rzeczywiście jest bardzo ważna i uniwersalna.Podobnie jak wymowa. Tylko sam obraz powinien być mocniejszy w przekazie.W taki sposób jak sam określiłeś:"gdyby zabił tych natrętów...".O to właśnie chodzi.Powinien to zrobić.Ale to może tylko moje "skrzywienie" filmowe.:)))POZDRO.
No chyba to skrzywienie =) bo film w mojej ocenie jest i tak mocny, poza tym gdyby ich zabił powinien zostać zastrzelony a tak został zastrzelony
"na zapas" i przez to film ma inny, lepszy wydzwięk nieuczciwej walki.
Śmierć była zbędna i tak mamy miliony takich wykolejonych, płykich, krótkowzrocznych i zwyczajnie złych ludzi jakich spotkał Dfence.
Poza tym wychodze z założenia że skoro ktoś fatyguje się na forum tego filmu to "coś w nim siedzi" i niejako utożsamia się z postacią czyżby ty nie?
Tak jak pisałem mistrzowski dramat jak dla mnie, prawie nic bym w nim nie zmienił
A co do komizmu w filmie to cię rozumiem Duke, może rzeczywiście film byłby jeszcze lepszy jako stricte dramat bez tych elementów
Ale humor stoi na bardzo wysokim poziomie dlatego ja się nie czepiam, np.
jak Dfence tłumaczy czemu go zwolnili z pracy: " miałem za duże doświadczenie a za małe kwalifikacje, a może odwrotnie nie wiem"
prawdziwy tragizm z wręcz groteską;
Albo dzieciak pokazujący mu jak się odpala bazukę, to wcale nie jest płytkie dzieci wiedzący więcej o broni niż ich rodzice kolejny element
Scena w McKibelandzie jest typowo komediowa a jednak też ma przesłanie, w końcu sami się reklamują jako restauracja a tu co minuta po i do widzenia? Maszyny im zabrali?
Pozdro
Miałem go niedawno na kasecie ale kaseta uległa zniszczeniu i szkuam jej teraz na DVD
Moim zdaniem elementy komiczne odciążają obraz i wymowę filmu. Pozwalają zachować dobrą "równowagę". Gdyby D-fens już na początku zabił napastników "wyszedłby" na oczywistego agresywnego świra lub zwykłego kryminalistę. Zmieniłoby to zasadniczo wymowę filmu. Ponadto, to nie były czasy filmów, w których krew się lała strumieniami, strzelało się lekko, a dla widzów śmierć na ekranie nie robiła zupełnie żadnego wrażenia. Dziś można obejrzeć film akcji z dziesiątkami trupów, a czy ktoś z Was ma w stosunku do ginących jakiekolwiek normalne odczucia? Czujecie choćby namiastkę ich tragedii, choć odrobinę realności ich śmierci? Nie, prawda?
W filmie Schumachera od normalności do szaleństwa jest tylko krok. A kto po obejrzeniu tego filmu powie, że D-fens był bardziej szalony niż czasy, w których przyszło mu żyć? Do tego właśnie nuta szaleństwa, stopniowy "odjazd" bohatera jest dla mnie jak dodatkowy układ odniesienia, pozwalający inaczej odczytać filmowe "przesłanie". Gdyby zderzyć wszystkie te sytuacje z osobą "normalną", dopasowaną do nowego porządku, z jej reakcjami, to nie pokazalibyśmy właściwego kontrastu. Film byłby "o niczym". Nerwowy konserwatysta, stopniowo chylący się ku szaleństwu był "odczynnikiem" w doświadczeniu, elementem niezbędnym do pokazania paradoksów dzisiejszego świata, bez popadania w moralizatorstwo, banał itp.
Pozdrawiam!
Moim zdaniem elementy komiczne odciążają obraz i wymowę filmu. Pozwalają zachować dobrą "równowagę". Gdyby D-fens już na początku zabił napastników "wyszedłby" na oczywistego agresywnego świra lub zwykłego kryminalistę. Zmieniłoby to zasadniczo wymowę filmu. Ponadto, to nie były czasy filmów, w których krew się lała strumieniami, strzelało się lekko, a dla widzów śmierć na ekranie nie robiła zupełnie żadnego wrażenia. Dziś można obejrzeć film akcji z dziesiątkami trupów, a czy ktoś z Was ma w stosunku do ginących jakiekolwiek normalne odczucia? Czujecie choćby namiastkę ich tragedii, choć odrobinę realności ich śmierci? Nie, prawda?
W filmie Schumachera od normalności do szaleństwa jest tylko krok. A kto po obejrzeniu tego filmu powie, że D-fens był bardziej szalony niż czasy, w których przyszło mu żyć? Do tego właśnie nuta szaleństwa, stopniowy "odjazd" bohatera jest dla mnie jak dodatkowy układ odniesienia, pozwalający inaczej odczytać filmowe "przesłanie". Gdyby zderzyć wszystkie te sytuacje z osobą "normalną", dopasowaną do nowego porządku, z jej reakcjami, to nie pokazalibyśmy właściwego kontrastu. Film byłby "o niczym". Nerwowy konserwatysta, stopniowo chylący się ku szaleństwu był "odczynnikiem" w doświadczeniu, elementem niezbędnym do pokazania paradoksów dzisiejszego świata, bez popadania w moralizatorstwo, banał itp.
Pozdrawiam!
Film opowiada o zwykłym gościu, któremu nie wychodzi w życiu: zwolnienie z pracy, problemy z ex. W końcu to gorąco, muchy i korek. Ile można wytrzymać?! Film jest bardzo podobny do naszego Dnia Świra. Też, zwykły gość ze zwykłymi kłopotami, nawykami, które może (i pewnie ma) każdy z nas. Dlatego Upadek jest filmem bardzo osobistym dla niejednego widza. Nietrudno się utożsamić z bohaterem, bo niejedna pokazana scena jest bliska rzeczywistości. Osobiście miałem prawie identyczną scenę w Mc, niestety, nie miałem Uzi. ;)
Scena dramatyczna... Gość ze spluwą, straszy ludzi, a jednak widz tylko się uśmiecha, bo właśnie sobie przypomina jak został obsłużony dwa miesiące wcześniej i tylko marzy co by zrobił w tamtej chwili gdyby miał broń. ... a jednak śmieszy.
I tak jest w całym filmie.
Bardzo dobra równowaga między dramatem, a komizmem.
Uważam, że takie śmieszne sceny to przerywniki dla widza, żeby mógł ochłonąć po pełnej napięcia scenie. ;) I to właśnie jest genialne.
Oczywiście, każdy ocenia jak chce, a ocenia głównie konfrontacji tego co zobaczył, a co chciał, czyli na co się nastawił. Ja się nie nastawiałem na jatkę, w zasadzie film wziął mnie z zaskoczenia. Ot, jakiś film z Douglasem... od tamtej pory kiedy widzę ten tytuł w programie TV siadam i go oglądam. (Temu Upadkowi z Hitlerem także dałem 10/10 więc bez różnicy)
Co do wybitności. Wybitny jest już sam pomysł, gra aktorska i cała reszta. No... film nie ma efektów specjalnych ale nie widzę tutaj takiej potrzeby. :)
Serdecznie pozdrawiam.
Zgadzam się z założycielem tematu. Przez sporą część filmu myślałem, że jest to dzieło z nie najlepiej wykorzystanym potencjałem.
Film na pewno jest głęboki, mocno poruszający, daje wyraźny przekaz ale jednak czegoś mi tu zabrakło. Spodziewałem się w nim więcej komedii, ale akurat nie o to chodzi. Może był zbyt monotonny, sam nie wiem, w każdym razie nie powalił mnie tak jak się spodziewałem.
Mocne 7/10.
Niesamowite przy oglądaniu tego filmu jest to, że zmusza on widza do postawienia się po którejś strony ,,barykady". Niestety, jak się okazuje nie jest to wcale takie łatwe. Co jest dobrem, a co złem? Co sprawiedliwością, a co cwaniactwem i egoizmem?
Mnie, jako widzowi było trudno kibicować Fosterowi lub Prendergastowi. Okazywało się, że w scenach w których ktoś zaczepiał D-Fensa, miałam ,,ubaw" z tego jak traktuje natręta. Jeśli jednak okazywało się, że kogoś skrzywdził od razu przechodziłam na stronę Prendergasta by go odnalazł i ukarał. Moralność?
Czy chęć zemsty za wyrządzane nam zło jest aż tak silna, że tą moralność ucisza? Czy poczucie niesprawiedliwości daje nam prawo do samodzielnego jej wymierzania? Te pytania krzątają się w głowie.
Co do momentu, w którym na kasecie VHS słychać jak D-Fens krzyczy na żonę i dziecko - nie jest tutaj żadnym wyznacznikiem. Pełno jest awanturników, choleryków i nerwusów. Jakoś to akurat nie jest dla mnie niczym dziwnym. Dziwna jest postawa żony, że dała sobie wejść na głowę.
Co do rytmu tego filmu, uważam że końcówka zdecydowanie staje się coraz słabsza. Nie trzyma ,,za morde" do końca.
8/10
Ze zdecydowaną większością wypowiedzi w temacie mogę się zgodzić.
Mi osobiście film się zaskakująco podobał, spodziewałem się niezłej
roli Douglasa - okazała się świetna. Nie spodziewałem się takiej dawki
humoru i tak ciekawej postaci.
W niezwykły i precyzyjny sposób tworzy portret psychologiczny rozbitka
życiowego, kogoś komu udało się w życiu troszkę mniej niż innym.
Kreacja ta każe nam zrewidować swój stosunek do rzeczywistości,
absurdów którymi jest przesiąknięta. Zwykła ludzka głupota, powszechny
brak szacunku dla drugiego człowieka dopełniają wizji zdegenerowanego
Los Angeles, ogarniętego przez imigrantów. Mistrzowsko wplecione stają
się integralną częścią scenariusza, wywołują skrajne reakcje, od
zdenerwowania, zaniepokojenia o losy bohatera, przez współczucie aż po
śmiech ("Dzień Świra"), co jest mocą tego filmu. Jako całość jest dość
neutralny - odbiór zależy od podejścia - natomiast połączenie dystansu
do świata przedstawionego i specyficznego poczucia humoru skutkuje
częstymi wybuchami śmiechu.
Co ciekawe pomimo dość prostej i oczywistej fabuły nie karmi nas
głupotami i absurdami scenariusza. Całość trzyma się bardzo dobrze,
film ma swoje tempo i trzyma poziom. Polecam.
8/10