Ani troche. Pośród wszystkich pozytywnych opinii musi pokazać się jedna którą hejtować będą pewnie wszyscy ale co mi tam.
Dla mnie to pretensjonalny, przesadzony, głośny, przejaskrawiony i irytujący film. Długo przygotowywałem się do obejrzenia tego filmu. Postanowiłem prześledzić dzieje Upiora z opery praktycznie od początku, od niemego filmu aż po wersje w reżyserii Dario Argento (która była koszmarna swoja drogą). A zrobiłem to żeby mieć kontekst. I po obejrzeniu filmu z 1943 roku, remaku Hammera i dwóch wspomnianych wcześniej adaptacji, można jak na dłoni zobaczyc co jest nie tak z filmem Schumachera. Swoją drogą, zrobił z Upiorem dokładnie to samo co z Batmanem kiedyś – subtelna, mroczna historie zamienił w kolorowe niewiadomo co.
Zacznijmy od samego Upiora. Butler po raz drugi ma okazje zagrać ikone horroru i po raz drugi doprowadza mnie do szału. Jego występ w „Dracula 2000” doprowadził mnie do zgrzytania zębami. W „Upiorze…” jest on niemiłosiernie drętwy. Śpiewa bez żadnych emocji, mając na twarzy dosłowną pustkę. Żadnych ekspresji, niczego. Żałuje że Julian Sand nie zagrał w tym filmie. Lepiej by nadawał się do tej roli co już pokazał u Agenta 4 lata wcześniej.
Do tego filmu upchano stanowczo, STANOWCZO za dużo piosenek. Po pierwszych 20stu minutach mamy za sobą co najmniej 3 piosenki. Większość kwestii takich jak czytanie listu, rozmowa trzech osób, jest śpiewanych. Służy to tylko wydłużaniu filmu i wprowadzeniu w scenie chaosu, bo to właśnie udaje im się osiągnąć. Niektóre z piosenek są nieprzyzwoicie wręcz długie przez co scena która normalnie trwałaby 5 minut zajmuje prawie 30 minut. A kiedy ogląda się jedną rzecz w tak Mozolny sposób człowiek ma ochote wyłączyć film i nie wracać do niego nigdy wiecej. Same w sobie te piosenki są strasznie głośne. Nie ma żadnych przerw między nimi, nie ma żadnych cichych, spokojniejszych utworów. Po czymś takim człowiek może dostać bólu głowy.
O klimacie nie ma co mówić. Piosenki były jedynym o czym twórcy myśleli. Kiedy wszystkie inne wersje były mroczne i subtelne, ten film wyrzuca wszelki suspens za okno stając się jednym wielkim wrzaskiem. Film jest absurdalnie głośny i przerysowany w tym. Momentami uartystyczniony na siłe. Szczerze patrząc na te wszystkie udziwnienia robiło mi się tylko gorzej. Niektóre sceny były wprost obleśne.
Sama fabuła jest strasznie okrojona, rozwijana w pośpiechu, co również widać przez pryzmat starszych adaptacji. Pchają ją szybko do przodu żeby znaleźć miejsce dla nieszczęsnych, wspominanych piosenek na które jeszcze nieraz będę narzekać. To zniszczyło ten film – CAŁKOWITY BRAK UMIARU!
Tak samo postacie na tym ucierpiały. Nie zostały w ogóle rozwinięte. Ktoś komuś wyznaje miłość i tylko się zastanawiałem dlaczego? Nic tego nie zapowiadało.
Przez cały film, również całkiem z dupy, przewlekają się jakieś krótkie czarno-białe scenki mające miejsce po głównej akcji filmu. Czemu one służą? Nie wiem. Są kompletnie zbędne.
Ok, może za bardzo się czepiam, może nie wiem jakimi zasadami rządzi się filmowy musical, ale nawet bez tego, jako film sam w sobie „Upiór w operze” Schumachera jest po prostu irytujący. Nie ma w nim niczego subtelnego. Nie było prawie żadnego rozwoju postaci, i co najważniejsze ŻADNEGO UMIARU!
To już nie jest przerost formy nad treścią. Tutaj forma kompletnie zakrywa treść.
Ten film pozostawił mnie z poczuciem zmarnowanego czasu i … migreną.
No cóż, masz swoje zdanie, tak a nie inaczej odebrałeś filmową wersję musicalu jakim jest Upiór w Operze.
Tylko jedna rzecz rozbawiła mnie do łez - w MUSICALU jest za dużo piosenek...I te piosenki zniszczyly ten film, bo były pchane do niego bez umiaru...
Tylko jest jeden problem - to jest MUSICAL (jego ekranowa wersja) a wcześniejsze adaptacje ksiażki Gastona Lerouxa to były filmy.
A musical jak sam gatunek wskazuje, to właśnie muzyka, śpiew. Zachęcam do zobaczenia jednej z inscenizacji wystawianej na Broadwayu i może wtedy zrozumiesz, że nie możesz musicalu traktować jak filmu.
Pozdrawiam.
Musical na Broadvayu to jedno a filmowy musical to drugie. Nawet Moulin Rouge miał pewne przerwy pomiedzy piosenkami. Ważniejsze kwestie pchajace fabułę do przodu były mówione. W Upiorze nawet głupi list był śpiewany, co nie ma za grosz sensu. Większosć piosenek była kompletnie niepotrzebna lub zwyczajnie głupia w efekcie fabularnie film leży. Przykładowo Raoul wyznaje miłość Christine tyle że oni przedtem nie zamienili ze soba właściwie ani słowa.
Raul i Kryśka znali sie jeszcze z dzieciństwa i byli wtedy w sobie "zakochani" - jak to mówi Christine na probie do Meg. Znali się od dawna, tylko po smierci ojca Kryśki ich drogi sie rozeszły.
Jeśli dowiesz sie czym jest musical, to bedziesz wiedział, że list, który jest śpiewany ma jak najbardziej sens. Jak również wszystkie te piosenki, które w MUSICALU tak bardzo Ci przeszkadzają.
I uważam, że sie mylisz twierdząc że MUSICAL na Broadwayu to jedno a filmowy to drugie.
Gatunek - czyli MUSICAL - jest niezmiennie ten sam. Różni się tylko tym gdzie jest pokazywany i możliwościami technicznymi. Czyli wystawianie w teatrze i pokaz w kinie.
A co powiesz o Evicie? Tez w Twoim miemaniu jest bez sensu i fabularnie leży? Tam tez wszystkie wypowiedzi są śpiewane...A co z jesus Christ Superstar? Analogiczna sytuacja.
A Moulin Rouge najwazniejsze wydarzenia, emocje targajace bohaterami są na szczęście śpiewane.
Przykładowo Raoul wyznaje miłość Christine tyle że oni przedtem nie zamienili ze soba właściwie ani słowa. - to akurat nie jest prawda. Byli przyjaciółmi w dzieciństwie, Christine nazwała to nawet taką dziecięcą miłością. Poza tym, między ich ponownym spotkaniem a wyznaniem miłości minęło trochę czasu, zaczęli próby do nowego przedstawienia, a Raoul jako że został patronem teatru, z pewnością przychodził tam często. Jest też scena po pierwszym występie Christine, kiedy Raoul przychodzi do dziewczyny z kwiatami i chce zabrać na kolację ( raczej nie po to, by zakończyć znajomość). Zakładam, że coś tam się póżniej między nimi działo. Dla mnie to było oczywiste.
Czepiam sie tego bo jeśli już jest jakaś więź miedzy postaciami, to dobrym pomysłem byłoby, nie wiem wyeksponować to jakoś
Poniekąd się zgadzam z opinią mim1312. Historia o Upiorze w Operze to jedna z moich ulubionych, ale ta wersja przedstawia ją w niezbyt porywający sposób. Nie mówię już nawet o polskim lektorze wchrzaniającym się w każdą piosenkę, bo to nie wada samego filmu, ale polskiej wersji. Chodzi o te przejaskrawione i przekoloryzowane pieśni, o zbyt kolorowy, zbyt przesycony ogół. Uwielbiam "Upiora", ale ta wersja z pewnością nie jest najlepszą. Dostała ode mnie 7/10, ponieważ uwielbiam to widowisko, ale realizacja ujmuje mu sporo uroku.
Oglądaliśmy chyba różne wersje. Ja nie wyobrażam sobie musicalu z lektorem. Nie kojarzę, by na dvd była opcja z lektorem. To byłaby totalna głupota. Są tylko napisy.
Co do Butlera - zgadzam się w 100%. Po obejrzeniu gry aktorskiej i usłyszeniu śpiewu Ramina Karimloo - Gerard jest strasznie drętwy i brakuje w nim emocji, ukazują się jedynie wtedy gdy "wkurza się" po zdjęciu maski przez C. w lochu.
Jednak nie mogę zgodzić się co do piosenek. Przecież film jest musicalem a jak wiadomo - MUSICAL = PIOSENKI, tutaj przynajmniej one ukazują emocję w filmie (Nie to co w HSM -.-). Szczerze mówiąc to i tak było ich mniej niż w oryginalnym musicalu nad czym ubolewam.
Tak czy siak, jeśli nie lubisz tego typu filmów to dlaczego je oglądasz? :D Skoro nie podoba Ci się film po iluś tam minutach to go wyłącz, nie trzeba się aż tak poświęcać dla opinii :P
Ostatecznie zmieniłam swoją ocenę na 8/10, ponieważ obejrzałam sobie film po raz drugi już bez lektora i to bardzo poprawiło odbiór. Nie wszystkie piosenki przypadły mi do gustu, ale "Music of the night" i "Think of me" są, według mnie, zdecydowanie wspaniałe! Dalej mam kilka zastrzeżeń co do filmu, bo jak wiemy nie istnieje film, który byłby doskonały, a już w szczególności jeśli jest na podstawie czegoś. Ta wersja jest wersją opartą na musicalu, opartym na książce, więc od książki odbiega w większości przypadków. Nie mogę się np. zgodzić z wyglądem upiora. Nie mam nic do Butlera, głos nie najgorszy, gra według mnie w porządku (nie zauważyłam braku emocji - dostrzegalny czasem chłód nawet pasuje do postaci upiora), ale to właśnie szpetota jest zbyt mała. Gdyby upiór tak wyglądał to spokojnie mógłby żyć wśród ludzi zasłaniając tylko pół twarzy. W książce był doprawdy straszny i szpetny, nawet maska nie zakrywała szpetoty; był prawie szkieletem. Poza tym film jest całkiem w porządku i jego atmosfera bardzo mi odpowiada.
Muszę przyznać, że panowie Butler i Karimloo są dla mnie więcej niż akceptowalni. porównując film ze spektaklem np. z Royal Albert Hall, wydaje mi się, że na planie filmu mogli korzystać z playbacków nagranych wcześniej w studio (to ułatwia produkcję), natomiast w Royal Albert Hall spektakl był rejestrowany na żywo ze wszystkimi emocjami jakie daje gra na scenie i współpraca z partnerem, co nie zawsze da się osiągnąć w studio. Dlatego np. "Music of the Night" w wykonaniu Geralda Butlera może być "czystsze" emocjonalnie niż wykonanie Ramina Karimloo, dla mnie cudownie zagrane silnymi emocjami. Przynajmniej ja tak to odebrałam
Rozumiem, że bardziej podoba Ci się wykonanie Butlera - ale gusta to gusta. Jak dla mnie Karimloo bije go na głowę :P
Szkoda, że Ramin zagrał ojca Christine zamiast upiora, dałoby to lepsze połączenie muzyczne wg mnie oczywiście.
Nie twierdzę, że wolę Butlera. Akurat w tej chwili wyprzedza go Karimloo. A co do grania przez niego Upiora, polka Wikipedia podaje, że był brany pod uwagę do tej roli, ale zobowiązania zawodowe mu nie pozwoliły. Rola, którą zagrał była po prostu zamiast. Ponadto spotkała się z opinią, że w życiu Christine były trzy miłości: ojciec, Eryk i Raoul i tylko Ramin Karimloo zagrał ich wszystkich
Rozumiem,że każdy posiada swoje zdanie , ale o migrenę i zmarnowany czas wprawił mnie twój komentarz , który wydaję się absurdem ! Nie zgadzam się z wypowiedzią , ponieważ uważam że film zasługuje na szacunek i uznanie! Czego można się spodziewać po musicalu jak nie piosenek? Jak nie lubiany jest przez ciebie taki gatunek filmu to go nie oglądaj - proste. Tu ukazana jest nieszczęśliwa miłość , cierpienie , ból przeszłości - TO NIE MIAŁ BYĆ HORROR! To dramat , który powiązuje ze sobą wątki wspomnień i teraźniejszości. Symbolika róży , małpki jest niesamowita która przeplata się przez cały film. Młodzi aktorzy poradzili sobie fenomenalnie podkreślając jak trudne są do wykonania arie operowe. Kostiumy , dekoracje , przepych dają poczuć nam charakter tamtych czasów. Eh.., co będę dalej pisać ... jedno jest pewne , to film dla artystów.
Nie zgodzę się z ostatnim zdanie. Tak sie składa że jestem artystą, bo piszę wiersze. Ok, pal licho przepych, piosenki i tak dalej. Wciaż, temu filmowi brakuje treści. Jak coś pcha fabuła do przodu to jest to powierzchowna ekspozycja. Tak jest w przypadku miłości Christine i Raoula. Nie widzimy ich razem przedtem, widzimy tylko od razu jak wyznają sobie miłość. Poza tym, fabułą jest uproszczona i pocięta, że sprowadza się do zwykłego banału. To nie jest dobra historia o miłości ani dobra historia w ogóle. Coś sie dzieje - bo tak. O naiwnych momentach nie wspomnę. Upiór jest zły, potem na koniec ni z tego ni z owego doznaje przemiany i ich wypuszcza. Naprawde, czy nikt z oglądajacych nie zauważył tego wszystkiego? To smutne że każdy kupuje ten banał. Bo ten film to obraźliwy banał, napakowany tylko formą, przepychem i pseudo-symboliką.
Musical musiał zostać okrojony do podstawowych rzeczy z uwagi na jego formę i ograniczenie czasowe. Ludzie nie wytrzymali by całej nocy na spektaklu, gdyby chcieć zawrzeć w nim wszystkie niuanse powieści.
W sprawie wypuszczenia przez Eryka na końcu Raoula i Christine - sąd wiesz jaka była jego motywacja? Może pozwalając im odejść sam dawał sobie szansę na ucieczkę przed ścigającym go tłumem? Łatwiej było mu zniknąć samemu, niż ciągnąć za sobą jeszcze jakąś babę. Poza tym radzę uważniej przeczytać książkę. Leroux pisze, że to pocałunek Christine odmienił Eryka - potwora, którego brzydziła się nawet pocałować własna matka. Przecież, to że Eryk ich wypuścił nie było autorskim pomysłem autorów musicalu.
I jeszcze kwestia znajomości Christine i Raoula. Myślę, że scena w garderobie wszystko powinna wyjaśnić. Przecież oni tam wspominają swoje wcześniejsze spotkania. Raoul nie zauważył jej w tłumie tancerek ponieważ raczej nie spodziewał się jej tam spotka. Stracili ze sobą kontakt kilka lat wcześniej i wychodzi na to, że żadne z nich nie wiedziało, co w tym czasie działo się z tym drugim
A ja się nie dziwię, że autorka tematu widzi ten film tak, a nie inaczej. Prawda jest taka, że ten film jest nielogiczny przez taką, a nie inną reżyserię oraz dobór aktorów. W przypadku musicalu scenicznego (mówię o wersji oryginalnej, nie o non-replicach) tych nielogiczności nie ma, a historia jest spójna, bo jest to świetnie wyreżyserowane i zagrane. Do tego zgadzam się, że film jest przerysowany, scenografia jest niemal kiczowata i sprawia wrażenie, jakby miała odciągnąć uwagę widza od całej reszty.
W filmie jest kilka zmian w stosunku do oryginalnego musicalu, ale nie wydaje mi się, żeby miały one znaczący wpływ na fabułę: pojawienie się Raoula podczas próby, zmiana przy pojawieniu się Eryka podczas balu spowodowana wycięciem drugiej sceny w biurze dyrektorów. Wycięcie tej sceny skutkowało również dodatkową z udziałem Christine i Raoula, kiedy namawia ją do udziału w spektaklu "Don Juana" i oczywiście wycięcie próby do "Don Juana". Ale nie wydaje mi się aby miało to istotny wpływ na sens fabuły.
I jest jeszcze fragment muzyczny - droga na cmentarz - który został później wykorzystany w "Love Never Dies" jako temat "Beneath A Moonles Sky"
Bo to nie chodzi o zmiany w dodanych scenach albo wyrzuconych. No, poza pojedynkiem na cmentarzu, który jest bez sensu. Tutaj chodzi o zmiany w reżyserii, o to, że postaci zostały przeinterpretowane (na ich niekorzyść oczywiście) i - co chyba najważniejsze - o tę deformację, głównie dzięki której film pożegnał się z jakąkolwiek logiką, bo to, co Upiór miał na twarzy nie tłumaczy tego, że chował się cały czas w piwnicy. Z taką "deformacją" mógłby spokojnie żyć w społeczeństwie, nawet w XIX wieku. Jest jeszcze kilka innych rzeczy, które są nielogiczne w tym filmie, ale nie będę o nich pisać, bo nie tak dawno przeanalizowałam ten film bardzo dokładnie, scena po scenie, a efekty można przeczytać np. tutaj: http://beneaththeoperagarnier.blogspot.com/2013/06/phantom-of-opera-film-z-2004. html
Nie mam zamiaru kogoś na siłę zmuszać aby polubiał ten film , dlatego szanuję każde zdanie, aczkolwiek radzę jednak najpierw przeczytać książkę "Upiora..." Gastona Lerouxa aby zagłębić się bardziej w tę historię ( tym bardziej , że jest ona oparta na faktach ) . Tak , dokładnie . Radzę tylko nie oceniać powierzchownie wszystkich dzieł, tym bardziej wspomniany musical, który tak czy tak został nagrodzony wieloma nagrodami , a jako sztuka teatralna jest najdłużej grana w teatrach całego świata. Jeżeli nie film , to może należy choć trochę uszanować tę historię??